Blondynka z rezygnacją oparła się o ścianę i wypatrywała kolejnych ogłoszeń mieszkaniowych w okolicy. Już miała wpisany numer, ale wtedy na ekranie pojawiło się JOHANN DZWONI.
- Tak?
- Dzwonię żeby zapytać, jak zdrowie.
- W porządku. - mruknęła.
- To... dobrze..
- Coś jeszcze?
- Spotkamy się?
- Johann, nie mam na to czasu. - wywróciła oczyma. - Nie poszłam na zajęcia, ale to nie znaczy, że nie mam żadnej roboty w domu. - mówiąc to, wystukała na klawiaturze "pokoje do wynajęcia".
- A co robisz?
- Szukam mieszkania. - odpowiedziała, zaraz po tym kaszlnęła i skrzywiła się, gdyż ból gardła nadal pozostał. - Przepraszam, ale nie mam czasu rozmawiać.
- Carina, czekaj....
Blondynka rozłączyła się, bo nie miała sił i ochoty na rozmawianie z Forfangiem, który od przypadkowego spotkania przyczepił się, jak rzep do psiego ogona. Nie było to złe, ale odrobinę denerwujące. Bo ona nie lubiła być ciągle w centrum uwagi, nie lubiła zbytniego narzucania się, a tak naprawdę gdzieś w głębi tego chciała. Ta blondynka była zagubiona we własnej niewiedzy i czy to nie jest najgorsze?
- Proszę. - krzyknęła, słysząc pukanie do drzwi.
Wysoki szatyn z tatuażami na przedramionach właśnie wszedł do jej pokoju, a jego twarz uśmiechnięta była od ucha do ucha. Pytająca mina blondynki natychmiast rzuciła mu się w oczy i z uśmiechu zostało jedynie zażenowanie oraz lekki stres. - A pan to?...
- Jestem Andreas, syn Tobiasa. - wypalił.
Brązowe oczy niemal wyszły z orbit, usta przybrały kształt okręgu, a umysł.. Cóż, umysł wył na alarm, bo to oznaczało tylko jedno - koniec.
- Miałeś być dopiero za tydzień. - zauważyła.
- Tak, aczkolwiek stało się tak, że jestem dziś. - zaśmiał się. - Ojciec mówił, że to ma być mój pokój, tak?
- Usiądź sobie, zaraz wracam. - zamknęła laptopa, na którego rzuciła notes z długopisem i zerwała się z łóżka. Miała na sobie krótkie spodenki zasłaniające mniej niż trzeba, dlatego poczuła się niekomfortowo, gdy przemierzała odległość z łóżka do drzwi. Natychmiast zbiegła po schodach na dół. Akurat zastała swoją matkę, sprzątającą jedną z szaf na przedpokoju.
- Co to ma być, do cholery? - wrzasnęła na rodzicielkę. - Mogliście mnie uprzedzić, że ten kryminalista przyjedzie dzisiaj, a nie stawiacie mnie przed faktem dokonanym!
- Carina, spokojnie.. - matka przerwała porządki i smutnym wzrokiem popatrzyła na swoją córkę. - Sami dowiedzieliśmy się dopiero dzisiaj.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę. - ironiczny uśmiech pasował do pojedynczych łez zawodu. - Za chwilę pójdę się spakować... Nie wiem jeszcze dokąd pójdę, ale wiesz co? Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj... Nigdy więcej nie waż się nazwać moją matką, bo moja normalna, kochająca matka nie zachowałaby się, jak zimna suka! - wykrzyczała blondynka.
- Carina!
- Nawet nie potrafisz zaprzeczyć, że nie jesteś..
- Dość. - warknęła. - Nie masz prawa się tak do mnie odzywać po tym, jak cię wychowałam. Dałam ci tyle dobra i szczęścia, że teraz powinnaś...
- Dobra? Szczęścia? Próbujesz oszukać siebie, czy mnie? - dziewczyna weszła jej w połowę zdania, po czym znów zaśmiała się gorzko. - Jedyne dobro jakie spotkało mnie z twojej strony to to, że mnie urodziłaś, wiesz? Nic więcej. Bo potem już cię nie obchodziłam ani ja, ani ojciec. Nie widzisz, że zostałaś sama? Serio jesteś ślepa, czy Tobias robi ci wodę z mózgu?
- Zapędzasz się..
- Nie obchodzi mnie to. - dodała. - Ojciec zostawił nas przez twoją głupotę, dziadkowie nie odzywają się do nas od pięciu lat, a wujkowie i ciotki nawet nie napiszą esemesa, bo zawsze się z nimi wykłócasz. Spójrz na siebie kobieto.. Jesteś kompletną egoistką.
- A ty jesteś moją córką i...
-... i co? Wiem, że nią jestem i uwierz mi, że czasem wolałabym być sierotą. - blondynka spojrzała na twarz matki. Nie wyrażała niczego innego prócz złości i nienawiści. Czy normalna matka nie powinna w takiej chwili dać dziecko w twarz za takie słowa? Czy nie powinna usiąść na kanapie i płakać za to, co ją spotkało?
- Wróć! - krzyk kobiety dobiegł do jej uszu, gdy była już w połowie drogi do pokoju. Otarłszy łzy, pokręciła głową i ruszyła na górę. W pokoju znalazła się sekundzie. Syn Tobiasa przechadzał się po pokoju należącym do jej matki i jego ojca. Dziewczyna niewiele myśląc podeszła do szafy, z której wyjęła czarną walizkę w jakieś śmieszne wzorki i rzuciła ją na łóżko.
Pierwszą rzeczą, która zapakowała, były zdjęcia. Kilka pamiętnych fotografii oprawionych w ramki oraz album, w którym była cała reszta zdjęć z Martinem, ojcem, znajomymi. Na żadnym z nich nie było matki. Powód był dość prosty - brak porozumienia między nimi.
- Wyjdź. - warknęła, widząc, jak Andreas siada wygodnie na łóżko i bierze do ręki jedno zdjęcie. - Wyjdź stąd. - wyrwała je z jego rąk i wrzuciła do walizki.
- Nie ładnie wyganiać przyszłego brata. - zaśmiał się.
- Chcę na spokojnie spakować swoje rzeczy, więc wyjdź stąd jak cię proszę. Okey?
- Jakaś ty nieczuła na otoczenie, auu. - zawył.
Dziewczyna przekręciła oczyma, gdy wyszedł. Następnie rzuciła się na łóżko, w dłonie ujęła malutką fotografię zmarłego chłopaka i przytuliła ją do serca. To był ten moment, gdy znów zalała się łzami, a myślami była przy podłym życiu, którego miała stanowczo dość.
~Johann~
Przykucnął nad małym pomnikiem z figurką aniołka i spojrzał na wygrawerowany napis: Olivia Forfang. Przed oczyma zobaczył małą, uśmiechniętą dziewczynkę w różowej sukience z misiem w ręku i natychmiast się uśmiechnął. Pamiętał nieopisywalne szczęście, kiedy dowiedział się, że będzie miał młodszą siostrę. Mógł wtedy góry przenosić, nieba uchylać każdemu, zarażać szczęściem najbardziej smutne osoby. Cholernie się cieszył, a wraz z nim cieszyli się rodzice. Pamiętał również o tym, jak założył się ze starszym bratem, że przewinie małą i poszło mu całkiem nieźle, ale dziewczynka w ostatniej chwili znów zabrudziła pampersa i musiał robić wszystko od nowa. Potem bawili się na puchowym dywaniku, nosił ją na rękach, podrzucał. Traktował ją niczym małą księżniczkę. Była najważniejszą dziewczyną w jego życiu i mocno ją kochał. Czasem jednak los jest okrutnie zły i bawi się z nami w jakieś bezsensowne zabawy. Rani nas, zabiera nam najbliższych, najukochańszych. Teraz Johann pamięta również o feralnym dniu. Gdyby wiedział, że tak się skończy to nigdy nie poszedłby do tego mieszkania. Nigdy nie zgodziłby się na zostanie z nią.
Słona łza spłynęła na jego spierzchnięte wargi. Otarł policzek i szybkim ruchem wyjął z reklamówki czerwoną świeczkę. Zapalił ją, po czym postawił obok świeczki z wczoraj i uśmiechnął się pod nosem.
- To ja powinienem tu być, a nie ty.. - szepnął.
Jego oczy momentalnie zaszły łzami, więc zacisnął powieki i nabrał powietrza w płuca. Czuł się strasznie źle. Nie da się opisać tego uczucia. Nie każdy obwinia się za śmierć kogoś bliskiego i wmawia sobie, że to przez niego.
- Johann?
Kobiecy głos dobiegł do jego uszu. Zastygł w bezruchu, bo doskonale znał ten głos. Ten głos zawsze śpiewał mu kołysanki przed snem, pocieszał, ganił.
- Mama.. - powiedział dość słyszalnie, ale nie odwrócił się. Bał się spojrzeć jej prosto w oczy. Bał się, że zobaczy ją w takim samym stanie jak kilka miesięcy temu. Za nic w świecie by tego nie zniósł raz jeszcze.
- Synku.. - kobieta nie czekała na żaden gest ze strony syna i od razu pojawiła się obok niego. Poczuł jej dłoń na ramieniu. I wtedy się podniósł, wzrok nadal wbity był w ziemię. - Tak bardzo za tobą tęskniłam. - wyszeptała, ujmując w dłonie jego szczupłą twarz.
Spojrzał w jej oczy. Pełne skruchy, szczęścia mieszanego ze smutkiem i tęsknoty.
- Ja za tobą też, mamo..
Forfang mocno przytulił do siebie kobietę, która zaczęła cicho łkać. Starał się być silny, ale nie potrafił wytrzymać zbyt długo. W kilka sekund na twarzy pojawiły się małe kropelki, w których zawarte były wszystkie uczucia.
- Schudłeś. - stwierdziła, odsuwając się od skoczka. - Jesz w ogóle?
- W takim momencie ty zaczynasz o jedzeniu? - delikatnie się uśmiechnął.
- Bo jesteś stanowczo za chudy! A może ty masz anoreksję? - przez twarz kobiety przemknął cień strachu.
- Codziennie ciągnę na pizzy, kebabie i chińczyku. - powiedział. - Czy przez takie jedzenie można popaść w anoreksję, mamo?
- Nie, ale kto cię tam wie, czy mnie nie kłamiesz.
- Zapytaj Daniela, jak mi nie wierzysz. - zaśmiała się, patrząc na minę swojego syna. - Co u... u was?
- Jakoś żyjemy. - pokiwała głową. - Daniel był wczoraj u nas ze swoją narzeczoną. - uśmiechnęła się na samo wspomnienie. - Tata dostał awans, a ja znalazłam pracę w przedszkolu.
- Mhm.
- Johann... Dlaczego się od nas odsunąłeś?
Podrapał się po karku, gdyż sam nie znał odpowiedzi na zadane pytanie. Bał się odrzucenia? Spojrzenia w oczy całej rodzinie? Wzruszył ramionami.
- Wolałem usunąć się w cień, niż codziennie przypominać wam o tym, co się stało. - odpowiedział po chwili porządnego namysłu. - To wszystko jest moją winą i wiem, że nie potrafilibyście patrzeć na mnie bez wyrzutów i nadal traktować mnie, jak swojego syna..
- Co ty wygadujesz, synu? Dobrze, załamałam się po stracie Olivii, a ojciec był na ciebie zły, ale jesteś naszym synem, rozumiesz? Kochamy cię niezależnie od tego co się stało, a ty nie masz prawa sam sobie dawać wyroku. To jest także nasza wina.. Nie możesz się obwiniać..
- Sama nie wiesz co mówisz.. - westchnął. - Czuję się za to odpowiedzialny, mamo. - dodał. - Zresztą tato dobitnie uświadomił mi, że nie mam czego u was szukać, że powinienem się wyprowadzić i nie pokazywać na oczy. On mnie nienawidzi, więc żeby mu się nie narzucać to nie pojawiałem się w domu..
- On cię kocha, Johann. Zareagował źle i nic go nie usprawiedliwi, ale uwierz mi, że od tamtego czasu chodzi po domu i zastanawia się, jak cię przeprosić. - kobieta pogłaskała syna po policzku i uśmiechnęła się. - Obaj jesteście wybuchowi, czasem powiecie o dwa słowa za dużo, ale czasem przychodzi czas, gdy trzeba stanąć twarzą w twarz i szczerze porozmawiać.
- Do czego zmierzasz?
- Przyjdź dziś do nas na kolację. - powiedziała spokojnie. - Porozmawiamy, wyjaśnimy sobie wszystko. Wszystkim nam będzie lepiej.
Promienny uśmiech kobiety sprawił, że zgodził się bez namawiania. Ale czy postąpił dobrze?
- Johann?
Kobiecy głos dobiegł do jego uszu. Zastygł w bezruchu, bo doskonale znał ten głos. Ten głos zawsze śpiewał mu kołysanki przed snem, pocieszał, ganił.
- Mama.. - powiedział dość słyszalnie, ale nie odwrócił się. Bał się spojrzeć jej prosto w oczy. Bał się, że zobaczy ją w takim samym stanie jak kilka miesięcy temu. Za nic w świecie by tego nie zniósł raz jeszcze.
- Synku.. - kobieta nie czekała na żaden gest ze strony syna i od razu pojawiła się obok niego. Poczuł jej dłoń na ramieniu. I wtedy się podniósł, wzrok nadal wbity był w ziemię. - Tak bardzo za tobą tęskniłam. - wyszeptała, ujmując w dłonie jego szczupłą twarz.
Spojrzał w jej oczy. Pełne skruchy, szczęścia mieszanego ze smutkiem i tęsknoty.
- Ja za tobą też, mamo..
Forfang mocno przytulił do siebie kobietę, która zaczęła cicho łkać. Starał się być silny, ale nie potrafił wytrzymać zbyt długo. W kilka sekund na twarzy pojawiły się małe kropelki, w których zawarte były wszystkie uczucia.
- Schudłeś. - stwierdziła, odsuwając się od skoczka. - Jesz w ogóle?
- W takim momencie ty zaczynasz o jedzeniu? - delikatnie się uśmiechnął.
- Bo jesteś stanowczo za chudy! A może ty masz anoreksję? - przez twarz kobiety przemknął cień strachu.
- Codziennie ciągnę na pizzy, kebabie i chińczyku. - powiedział. - Czy przez takie jedzenie można popaść w anoreksję, mamo?
- Nie, ale kto cię tam wie, czy mnie nie kłamiesz.
- Zapytaj Daniela, jak mi nie wierzysz. - zaśmiała się, patrząc na minę swojego syna. - Co u... u was?
- Jakoś żyjemy. - pokiwała głową. - Daniel był wczoraj u nas ze swoją narzeczoną. - uśmiechnęła się na samo wspomnienie. - Tata dostał awans, a ja znalazłam pracę w przedszkolu.
- Mhm.
- Johann... Dlaczego się od nas odsunąłeś?
Podrapał się po karku, gdyż sam nie znał odpowiedzi na zadane pytanie. Bał się odrzucenia? Spojrzenia w oczy całej rodzinie? Wzruszył ramionami.
- Wolałem usunąć się w cień, niż codziennie przypominać wam o tym, co się stało. - odpowiedział po chwili porządnego namysłu. - To wszystko jest moją winą i wiem, że nie potrafilibyście patrzeć na mnie bez wyrzutów i nadal traktować mnie, jak swojego syna..
- Co ty wygadujesz, synu? Dobrze, załamałam się po stracie Olivii, a ojciec był na ciebie zły, ale jesteś naszym synem, rozumiesz? Kochamy cię niezależnie od tego co się stało, a ty nie masz prawa sam sobie dawać wyroku. To jest także nasza wina.. Nie możesz się obwiniać..
- Sama nie wiesz co mówisz.. - westchnął. - Czuję się za to odpowiedzialny, mamo. - dodał. - Zresztą tato dobitnie uświadomił mi, że nie mam czego u was szukać, że powinienem się wyprowadzić i nie pokazywać na oczy. On mnie nienawidzi, więc żeby mu się nie narzucać to nie pojawiałem się w domu..
- On cię kocha, Johann. Zareagował źle i nic go nie usprawiedliwi, ale uwierz mi, że od tamtego czasu chodzi po domu i zastanawia się, jak cię przeprosić. - kobieta pogłaskała syna po policzku i uśmiechnęła się. - Obaj jesteście wybuchowi, czasem powiecie o dwa słowa za dużo, ale czasem przychodzi czas, gdy trzeba stanąć twarzą w twarz i szczerze porozmawiać.
- Do czego zmierzasz?
- Przyjdź dziś do nas na kolację. - powiedziała spokojnie. - Porozmawiamy, wyjaśnimy sobie wszystko. Wszystkim nam będzie lepiej.
Promienny uśmiech kobiety sprawił, że zgodził się bez namawiania. Ale czy postąpił dobrze?
~Daniel~
- Czego ty, do cholery, nie rozumiesz? - jej krzyk rozniósł się po całym mieszkaniu i dotkliwie uraził jego uszy. Założył splecione dłonie na kark i podszedł do okna. Zastanawiał się nad odpowiedzią, która skończy tę bezsensowną kłótnię.
- Nie rozumiem dlaczego tak nagle się mnie czepiasz o pracę.
- To nie jest praca tylko jakiś cyrk na nartach! - znów echo rozniosło się po pomieszczeniu.
- Ja skoków nie rzucę, zapamiętaj to sobie. - warknął.
- Czyli chcesz żeby twoje dziecko zostało sierotą przed narodzinami?
- Aż tak źle mi życzysz? - syknął, spoglądając na siedzącą brunetkę. - Wyglądasz mojej śmierci, czy sama nie hamujesz nad słowami w nerwach?
- Nie życzę cię źle, ale się troszczę! To nie jest normalny sport, zrozum to!
- Nie zrozumiem, sorry.
Usiadł na brzeg kanapy, schował twarz w dłoniach. Patrzyła na chłopaka dość dziwnym wzrokiem.
- Skąd mam pewność, że to moje dziecko? - usłyszała po chwili cichy pomruk.
- Coś ty powiedział?
- Łazisz po imprezach z Bóg wie kim i cholera cię wie, co ty robisz. - wstał, mierząc ją wzrokiem. Ona sama miotała piorunami i gdyby mogła to zabiłaby go od razu.
- Ochłoń, chłopczyku. - powiedziała dobitnie i po prostu wyszła.
Jak zwykle uciekała, gdy temat zrobił się dla niej niewygodny i nie miała ochoty na spowiadanie się. W ich związku nie było czegoś takiego, jak zaufanie, czy też panowanie nad innymi pokusami dla wzajemnej miłości. Ich związek już od dawna nie był takim związkiem, jaki tworzy kochająca się para.
Dzwonek do drzwi sprawił, że oderwał się od rysowania palcem po zakurzonej komodzie. Ruszył więc do otwarcia i zdumiał się, widząc w drzwiach blondynkę. Tę samą blondynkę, którą wczoraj pocałował. Po chwili dołączył do niej Johann z walizką. Przywitała się cichym "cześć" po czym zdjęła nieśmiało buty oraz kurtkę i stanęła obok szatyna.
- Carina od dzisiaj z nami mieszka. - wyszczerzył się od ucha do ucha.
- Nie z własnego wyboru, aczkolwiek Johann się uparł. - dodała, patrząc znacząco na Norwega.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. - dodał Johann.
- Nie.. Nie, no coś ty. - uśmiechnął się słabo. Dziewczyna od razu zauważyła co jest nie tak. - Przygotować ci pokój? - zapytał blondynkę.
- Ja zaraz to zrobię. - odezwał się Forfang. - A tak w ogóle to Annika u ciebie była? Bo wpadła na mnie w drzwiach i ani się nie przywitała, ani nie przeprosiła.
- Tak, była. - powiedział, odbierając od kolegi walizkę dziewczyny i stawiając ją w przejściu z salonu do kuchni. - Ale szybko wyszła i teraz odwiedzi mnie za kilka dni, jak się jej kasa skończy. - dodał.
- Znowu kłótnia? - przytaknął. Nastała cisza, którą przewało oznajmienie Johanna, że idzie przygotować pokój dla blondynki. Uśmiechnęła się do odchodzącego chłopaka, po czym przeniosła wzrok na blondyna.
- Podążaj za swoim sercem, Daniel. - poklepała chłopaka po ramieniu i ruszyła w ślad za młodszym Norwegiem.
Wiedział dokładnie o co jej chodziło. Tylko czy tak potrafił? Czy to nie było dla niego zbyt trudne i nieosiągalne? Wszak nie kochał Anniki, a Carina doskonale o tym wiedziała, lecz czy on sam był do końca o tym przekonany?
Westchnął. Bo teraz jeszcze nie wiedział, co przyniesie przyszłość.
Od autorki:
Rozdział, jak rozdział. Bywały lepsze :/
Proszę o szczere opinie! <3
Gratulacje dla Severinka za zwycięstwo, ale też mój kochany Kasaj się dobrze spisał ;)
Ah, no i nie mogę pominąć Petera oraz Kamila, bo byli niesamowici. Micha się cieszyła, jak komentator powiedział, że są ex aequo! :D
Pozdrawiam!
Kurde no! Ja płaczę. Biedna Carina.... to co powiedziała mamie... miała rację. Nie jestem w stanie napisać zbyt dużo po takim rozdziale. Uwierz mi! Brakuje mi słów do opisania tego. Pozdrawiam :) ♥
OdpowiedzUsuńRozdział super! To opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie czytałam i czytam :D.
OdpowiedzUsuńForfang skacze ciągle nad Carina...cos mi się wydaje, że chłopak się w niej zakochał ^^ Szczerze...to pasowaliby do siebie *,* Hmmm coś mi się wydaję, że główną bohaterka tez namiesza dużo w życiu Daniela o ile już nie namieszala.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!!!
Pozdrawiam i życzę weny :)
Buziole ;**
Rodziny Cariny i Johanna są jak ogień i woda. Jej chcą się pozbyć z domu, jego przygarniają z powrotem. Jej uczucia nikogo nie obchodzą, o niego wszyscy się martwią i troszczą. Forfangowie to po prostu zwyczajna, naprawdę kochająca się rodzina. Natomiast Risvikowie... no cóż, ich w ogóle trudno nazwać rodziną, a co dopiero kochającą. Raczej nie spodziewam się, że między nimi będzie dobrze. Wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Forfi przygarnął Car, to dowód na to, że ona naprawdę nie jest mu obojętna.
Za mało tu radosnego Daniela, no :P
Buziaki :*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTo miłe, że Johann zaproponował jej wspólne mieszkanie, ale Daniel chyba także coś poczuł do Cariny.
Nie wyobrażam sobie, jak można być tak podłym wobec własnej córki! Szczyt chamstwa i egoizmu.
Carina wyprowadziła się z domu, a Johann ma szanse na rozmowę z rodzicami.
Myślę, że nie długo będą razem.
Czekam na następny rozdział i weny życzę!
Pozdrawiam!
P.S. Przepraszam, że nie przybyłam od razu, ale szkoła i treningi dały w kość :(
Na temat matki Cariny może lepiej się nie wypowiem... Jak można być tak podłym? Dobrze, że znajdzie się chociaż taka dobra duszyczka jak Johann. Coś mi się wydaje, że Carina powoli staje się dla niego kimś więcej... Daniel też pewnie jeszcze poro namiesza :) I proszę mi tutaj nie narzekać, bo rozdział jest bardzo fajny ^^
OdpowiedzUsuńBuziaki :**