~Carina~
- Do reszty zdurniałeś, Forfang? - zapytał blondyn patrząc pobłażliwie na leżącego szatyna. Johann tylko słuchał kazań i monologów swojego przyjaciela, gdyż nie miał sił na dyskusje z nim, które i tak nie przyniosłyby mu spokoju. Tande nareszcie przystanął w jednym miejscu i oparł się o oparcie szpitalnego łóżka. - Masz więcej szczęścia, niż rozumu, wiesz o tym? - założył ręce, jakby od tego zależało, czy jego wypowiedź będzie sensowna i znów spiorunował wzrokiem biednego Johanna. Blondynka nie miała najmniejszego zamiaru wtrącać się w słowo Danielowi, bo zauważyła, że nie przegada go za żadne skarby świata. Siedziała więc spokojnie na niebieskim krześle, dłonie spoczywały na kolanach i co jakiś czas wymieniała spojrzenia z Johannem. Głupio się czuła, gdy przypadkowo zerkała w jego stronę, a on się na nią patrzył i ich spojrzenia spotykały się na dłużej. Czuła się nie fair w stosunku do obydwu Norwegów, a także czuła żal do samej siebie. Jednemu była uległa, drugiego olała, choć to on okazywał jej sporo szacunku i dobra. - Jak można mieć uczulenie na karmę dla kota? Jak można pomylić karmę dla kota z tabletkami na ból głowy, Forfang?
- Daniel, skończ. - odezwała się w końcu blondynka. - Nie męcz go, bo to nie jego wina. Po prostu nie zauważył opakowania i..
- Jak można nie zauważyć żółtego opakowania z obrazkiem kota? - Daniel nerwowo strzelił się w czoło i przysiadł na białym stołku obok niej.
- Przecież wziąłem opakowanie z tabletkami. - wychrypiał Johann. - Jakiś idiota musiał się bawić w przesypywanie. - dodał cicho.
- Tak w ogóle to co robiła w waszym domu karma dla kota, jak wy kota nie macie?
- Stjernen. - dostała odpowiedź z ust zmęczonego Forfanga.
- Jakieś dwa tygodnie temu kupił sobie kota.. - dodał Daniel.
- Dziewczyna go rzuciła, więc chciał zapełnić sobie dziurę w sercu.. - Johann zerknął na spokojnego od kilku chwil Daniela i kontynuował. - Przyszedł do nas, żeby się pochwalić tym kotem, bo miał jakieś tam serduszko na grzbiecie, ale to zwykła plama była..
- Fakt faktem to ten kot brzydki był. - dodał Tande. - Kupił mu dwa kilo karmy, bo spodziewał się, że mu posmakuje i zje wszystko, a ta karma jakaś tryfna musiała być, bo kocina zdechł następnego dnia. - obaj zaśmiali się na tamto wspomnienie. - Twoja kuzynka się bawiła w przesypywanie tej karmy i pewnie nasypała w jedno pudełko po tabletkach.
- I wszystko jasne, a ty się darłeś na niego, jakby miał za chwilę zabić twojego kota. - odezwała się.
- Nie mów o kotach przy Andreasie, bo do tej pory przeżywa śmierć Fredka.
- I to nie jest śmieszne. - wychrypiał Forfang. - Nie masz treningu? A ty nie masz zajęć? - zapytał wskazując najpierw na chłopaka, a potem na blondyna.
- Tak się składa, że mam, ale nie zostawię cię samego, bo znowu sobie coś zrobisz. - odpowiedział.
- Leć na trening, ja odpuszczę dziś sobie zajęcia.
- Za kilka dni masz egzaminy, więc nie możesz sobie odpuszczać. - powrócił ważniacki ton Daniela Tande. - Idź, a ja zostanę.
- Masz zawody w ten weekend, trener cię zabije, jak się nie pojawisz.
- Zostanę, idź.
- Ja zostanę, ty idź.
- Idźcie oboje!
Krzyk osłabionego Forfanga przerwał im mierzenie się wzrokiem i spór o to, które z nich ma wyjść, a które zostać przy poszkodowanym skoczku. Johann pokręcił głową, po czym przymknął oczy i rzekł, by wynieśli się obydwoje, bo chce odpocząć. Daniel wciąż upierał się na tym, że zostanie, a Carina powoli odpuszczała i grzecznie zabrała się za ubieranie kurtki.
- Wynoś się, Tande. - usłyszeli jeszcze raz taki tekst z ust chłopaka i tym razem bez dyskusji opuścili jego salę. W drodze opatuliła się szczelnie szalikiem, bo czekała ją długa droga na uczelnię, a do tego zima znów dała o sobie znać. Tak bardzo pragnęła znaleźć się teraz na ciepłej, hiszpańskiej wyspie i pić przeróżne drinki, ale niestety nie miała funduszy na tego typu zachcianki i musiała cierpieć w chłodnej, szarej Norwegii.
- To cześć. - rzuciła do szukającego kluczy chłopaka i obróciła się w lewą stronę. Szybko złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, po czym spojrzał jej w oczy. Bała się, że znów to zrobi. Że znów ją pocałuje i namiesza w głowie. Że znów będzie miała podłe myśli i zacznie obwiniać się o zdradę Martina.
- Podwiozę cię. - powiedział cicho i puścił jej rękę. - Wsiadaj. - rozkazał, obchodząc swoje auto i otwierając jej drzwi od strony pasażera. - Tylko pasy zapnij, bo wczoraj zarobiłem stówkę za jazdę bez. - ostrzegł.
Blondynka wsiadła do jego auta, choć tak naprawdę bała się spędzenia kilkunastu minut w małym pomieszczeniu z nieobliczalnym Danielem. Polubiła go, nawet bardzo, ale nie mogła pozwolić sobie na akcję z przypadkowym całowaniem.
- O czym tak myślisz? - ciche pytanie wydobyło się z jego malinowych ust, na których wspomnienie oblała się słabym rumieńcem.
- O niczym ważnym. - odpowiedziała, spoglądając przez szybę na przejeżdżające obok samochody.
- Chce ci się iść na zajęcia?
- Nie, ale jak sam wspomniałeś; mam egzaminy i muszę. - uśmiechnęła się blado. - A czemu pytasz?
- Bo mi się nie chce iść na trening. - odparł, hamując pojazd i wyrzucając bieg. - Masz ochotę na małe wagary? - zerknął na nią, choć bardziej skupiał się na zapalonym, czerwonym świetle.
- Co masz na myśli?
- Masz, czy nie masz? - uśmiechnął się zawadiacko. - Masz. - stwierdził. - Widzę, że masz. - śmiech opuścił jego usta w momencie, gdy akurat ruszył swoim Land Roverem. Rozejrzał się w bok i stwierdzając, że może spokojnie jechać, ruszył z piskiem opon, po czym skręcił w wąską drogę.
- Możesz mi powiedzieć dokąd jedziemy?
- Zobaczysz. - uniósł kącik ust w górę i od tej pory nie reagował już na żadne pytanie, ani uwagę blondynki.
- Daniel, skończ. - odezwała się w końcu blondynka. - Nie męcz go, bo to nie jego wina. Po prostu nie zauważył opakowania i..
- Jak można nie zauważyć żółtego opakowania z obrazkiem kota? - Daniel nerwowo strzelił się w czoło i przysiadł na białym stołku obok niej.
- Przecież wziąłem opakowanie z tabletkami. - wychrypiał Johann. - Jakiś idiota musiał się bawić w przesypywanie. - dodał cicho.
- Tak w ogóle to co robiła w waszym domu karma dla kota, jak wy kota nie macie?
- Stjernen. - dostała odpowiedź z ust zmęczonego Forfanga.
- Jakieś dwa tygodnie temu kupił sobie kota.. - dodał Daniel.
- Dziewczyna go rzuciła, więc chciał zapełnić sobie dziurę w sercu.. - Johann zerknął na spokojnego od kilku chwil Daniela i kontynuował. - Przyszedł do nas, żeby się pochwalić tym kotem, bo miał jakieś tam serduszko na grzbiecie, ale to zwykła plama była..
- Fakt faktem to ten kot brzydki był. - dodał Tande. - Kupił mu dwa kilo karmy, bo spodziewał się, że mu posmakuje i zje wszystko, a ta karma jakaś tryfna musiała być, bo kocina zdechł następnego dnia. - obaj zaśmiali się na tamto wspomnienie. - Twoja kuzynka się bawiła w przesypywanie tej karmy i pewnie nasypała w jedno pudełko po tabletkach.
- I wszystko jasne, a ty się darłeś na niego, jakby miał za chwilę zabić twojego kota. - odezwała się.
- Nie mów o kotach przy Andreasie, bo do tej pory przeżywa śmierć Fredka.
- I to nie jest śmieszne. - wychrypiał Forfang. - Nie masz treningu? A ty nie masz zajęć? - zapytał wskazując najpierw na chłopaka, a potem na blondyna.
- Tak się składa, że mam, ale nie zostawię cię samego, bo znowu sobie coś zrobisz. - odpowiedział.
- Leć na trening, ja odpuszczę dziś sobie zajęcia.
- Za kilka dni masz egzaminy, więc nie możesz sobie odpuszczać. - powrócił ważniacki ton Daniela Tande. - Idź, a ja zostanę.
- Masz zawody w ten weekend, trener cię zabije, jak się nie pojawisz.
- Zostanę, idź.
- Ja zostanę, ty idź.
- Idźcie oboje!
Krzyk osłabionego Forfanga przerwał im mierzenie się wzrokiem i spór o to, które z nich ma wyjść, a które zostać przy poszkodowanym skoczku. Johann pokręcił głową, po czym przymknął oczy i rzekł, by wynieśli się obydwoje, bo chce odpocząć. Daniel wciąż upierał się na tym, że zostanie, a Carina powoli odpuszczała i grzecznie zabrała się za ubieranie kurtki.
- Wynoś się, Tande. - usłyszeli jeszcze raz taki tekst z ust chłopaka i tym razem bez dyskusji opuścili jego salę. W drodze opatuliła się szczelnie szalikiem, bo czekała ją długa droga na uczelnię, a do tego zima znów dała o sobie znać. Tak bardzo pragnęła znaleźć się teraz na ciepłej, hiszpańskiej wyspie i pić przeróżne drinki, ale niestety nie miała funduszy na tego typu zachcianki i musiała cierpieć w chłodnej, szarej Norwegii.
- To cześć. - rzuciła do szukającego kluczy chłopaka i obróciła się w lewą stronę. Szybko złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, po czym spojrzał jej w oczy. Bała się, że znów to zrobi. Że znów ją pocałuje i namiesza w głowie. Że znów będzie miała podłe myśli i zacznie obwiniać się o zdradę Martina.
- Podwiozę cię. - powiedział cicho i puścił jej rękę. - Wsiadaj. - rozkazał, obchodząc swoje auto i otwierając jej drzwi od strony pasażera. - Tylko pasy zapnij, bo wczoraj zarobiłem stówkę za jazdę bez. - ostrzegł.
Blondynka wsiadła do jego auta, choć tak naprawdę bała się spędzenia kilkunastu minut w małym pomieszczeniu z nieobliczalnym Danielem. Polubiła go, nawet bardzo, ale nie mogła pozwolić sobie na akcję z przypadkowym całowaniem.
- O czym tak myślisz? - ciche pytanie wydobyło się z jego malinowych ust, na których wspomnienie oblała się słabym rumieńcem.
- O niczym ważnym. - odpowiedziała, spoglądając przez szybę na przejeżdżające obok samochody.
- Chce ci się iść na zajęcia?
- Nie, ale jak sam wspomniałeś; mam egzaminy i muszę. - uśmiechnęła się blado. - A czemu pytasz?
- Bo mi się nie chce iść na trening. - odparł, hamując pojazd i wyrzucając bieg. - Masz ochotę na małe wagary? - zerknął na nią, choć bardziej skupiał się na zapalonym, czerwonym świetle.
- Co masz na myśli?
- Masz, czy nie masz? - uśmiechnął się zawadiacko. - Masz. - stwierdził. - Widzę, że masz. - śmiech opuścił jego usta w momencie, gdy akurat ruszył swoim Land Roverem. Rozejrzał się w bok i stwierdzając, że może spokojnie jechać, ruszył z piskiem opon, po czym skręcił w wąską drogę.
- Możesz mi powiedzieć dokąd jedziemy?
- Zobaczysz. - uniósł kącik ust w górę i od tej pory nie reagował już na żadne pytanie, ani uwagę blondynki.
~Johann~
- Jak się pan czuje, panie Forfang?
Głos mężczyzny sprawił, że ocknął się z chwilowego zawieszenia i spojrzał na niego. Miły z twarzy starszy pan spoglądał na skoczka znad kilku papierów i słabo się uśmiechał. Johann machnął ręką, co oznaczało, że może być, bo nie miał ochoty na rozmowę.
- Zrobimy panu jeszcze kilka badań, bo w ostatnim EKG zaobserwowałem coś dziwnego i muszę mieć czarne na białym, czy moje diagnozy co do tego okazały się prawidłowe. - oznajmił.
- Czyli co?
- Pozwoli pan, że odpowiem na to pytanie po dodatkowych badaniach, dobrze? Teraz niech pan odpoczywa, a za godzinę przyjdzie pielęgniarka i zabierze pana na ponowne EKG. - znów przybrał słaby uśmiech i wyszedł, zostawiając Norwega z niepokojącymi myślami. Chciał wiedzieć, co lekarz miał na myśli, ale też wolał dowiedzieć się dopiero później, gdy wszystko okaże się zwykłą pomyłką.
Przekręcił się na drugi bok i zerknął na czarną rękawiczkę, leżącą pod krzesłem, na którym siedziała blondynka. Starał się dostać ją jedną ręką, nie miał sił na podnoszenie się. Dał sobie spokój, gdy nie udało mu się podnieść rękawiczki i opadł na poduszkę. Wciąż rozpamiętywał swoje zachowanie z wczorajszego wieczoru, gdy zapytał ją o pocałunek. Było mu głupio i dziwnie, gdyż wydawało mu się, że tym pytaniem mógł zepsuć ich dobre relacje.
Relacje przyjacielskie, bo na więcej nie mógł liczyć. Nie teraz. Nie chciał wyznawać jej swoich uczuć, choć od pierwszego spotkania wiedział, że skradła jego serce. Starał się uszanować to, że ona nie ma zamiaru się wiązać ze względu na zmarłego chłopaka. Tylko że nie mógł od tak powiedzieć swojemu sercu, by przestało kochać. Nic nie mógł zrobić, prócz spędzania z nią czasu i stopniowego zbliżania się do niej.
~Carina~
Prowadził ją za rękę do momentu, aż zatrzymali się przed skocznią Holmenkollbakken. Obiekt był niesamowicie ogromny, a oczy brunetki zdumiewały się na dany widok. Nigdy nie miała okazji do zobaczenia konkursu skoków na żywo i zawsze robiła to z Martinem przed telewizorem, a teraz stała przed najpopularniejszą skocznią obok skoczka, za którego oddałaby się większość dziewczyn.
- I jak? - zapytał, szturchając ją łokciem.
- Wow. - tylko tyle udało jej się z siebie wydusić.
- Rozumiem, że ci się podoba? - zaśmiał się. Skinęła głową. - Chodź. - znów złapał ją za rękę i ruszyli przed siebie. - Masz lęk wysokości?
- Zależy na jaką wysokość masz zamiar mnie zabrać. - odpowiedziała, skupiając się na drodze.
- Belka startowa. - odrzekł.
- Kpisz sobie? Mowy nie ma! - stanęła natychmiast i wyszarpała dłoń z jego uścisku. - Nie jestem chora psychicznie, by wchodzić aż tam!
- Carina, spokojnie. - zaśmiał się. - Pokaże ci jedno fajne miejsce, a na górę zabiorę, jeśli będziesz chciała, okey?
- Na pewno?
- Masz moje słowo. - uśmiechnął się przyjaźnie i ponownie złapał ją za rękę.
- Lubię tutaj siedzieć, jak mam doła albo chce się odciąć od ludzi. - oznajmia.
- Jedziesz tyle kilometrów, by w spokoju sobie przemyśleć kilka spraw?
- To dziwne? Wydaje mi się, że nie.
- Ależ skąd. - odpowiada. - Masz rację; fajnie tu.
Blondynka oparła się o ścianę drewnianej budki i spojrzała na skocznię, której wielkość robiła na niej ogromne wrażenie. Na początku nie wiedziała o czym rozmawiać z Danielem, gdyż w jej odczuciu był inny niż Johann. Niepewność zniknęła, kiedy skoczek zaczął opowiadać śmieszne historie związane z wydarzeniami na konkursach na Holmenkollbakken. Nie pamiętała kiedy ostatnio się tyle śmiała. Jej głowę wreszcie opuściły złe i dziwne myśli, i nareszcie się wyciszyła.
- Chyba przez tydzień nie mogłem usiąść na tyłku, jak mi Fannemel wbił w niego swoje narty. - dokończył wypowiedź, a z jej ust ponownie wydobył się śmiech. Taki szczery, prawdziwy, beztroski śmiech. - Od tamtej pory uważam na niego, jak ma narty w rękach.
- Biedny ty. - wydusza z siebie.
- No to teraz ty mi powiedz coś śmiesznego o sobie.
- O mnie nie ma śmiesznych historii, mów ty.
- Carina? - jego ton głosu nagle poważnieje, spogląda na niego, a on pochyla głowę i trochę się odsuwa. - Powinienem cię przeprosić za wczoraj.. I za przed przedwczoraj. Nie powinienem był tego robić.
- Widocznie nie przeszkadzało mi to tak bardzo, skoro tego nie przerywałam. - odpowiada. - Ale cieszę się, że rozumiesz, że źle się stało. - uśmiechnęła się. - Zresztą masz dziewczynę, więc uznajmy to jako impuls.
- Tu nie chodzi o Annikę, Carina. - stąpa nerwowo z nogi na nogę, a ją dziwi to, że z wesołego Daniela nie pozostało ani śladu. - Sama wiesz, że jej nie kocham i gdybym mógł to zdradziłbym ją teraz z pierwszą lepszą..
- To czemu tego nie zrobisz?
Zawiesił się na moment.
- Mam burdel w głowie, jak w damskiej torebce. - odpowiedział cicho. - Nie kocham jej, nie mogę na nią patrzeć i nie mogę znieść jej zachowania, ale nie potrafię z nią zerwać, bo..
- Przyzwyczaiłeś się?
- Chyba tak. - wzruszył ramionami. - Czasami łapię się na tym, że zazdroszczę Johannowi tego wszystkiego.. Dobrze skacze, trener jest z niego zadowolony, ma wielkie ambicje, a dziewczyny lgną do niego, jak misie do miodu..
- Nigdy nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie odważysz się zakończyć dziwnego związku i będziesz patrzył na to, co ma Johann, a czego nie masz ty. - uśmiecha się do chłopaka i robi krok, by być bliżej niego. - Nigdy, przenigdy nie powinno się wzorować na ludziach, bo każdy jest inny i może zrobić ze swoim życiem co chce. Jesteś panem swojego życia, więc zrób to, czego sam chcesz.
- Nie mogę. - mówi i znów cofa się o kilka kroków.
- Bo Annika nosi twoje dziecko, czy po prostu nie masz odwagi?
- Bo Johann się w tobie zakochał i ja chyba trochę też...
Zamiera.
Od autorki:
Jak widzicie - Johannowi nic nie jest, ale fajnie, że martwiłyście się o naszego szatyna :D
Wierzycie, że jeszcze kilka rozdziałów i koniec tej historii?
Dlatego też w mojej głowie zrodziła się pewna myśl, jeszcze bardziej pokomplikowana od tematu tego opowiadania, ale wydaje mi się całkiem sensowna.
Mój wybór padł na niewinnych Słoweńców, czyli moją kolejną miłość zaraz po Polakach, Norwegach i Austriakach.
Co Wy na to? :)
Liczę na szczere opinie.
Czytasz = komentujesz, czyli dajesz motywację.
Nawet "Jest ok" wystarczy ...
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńAle chwileczka! Jak to jeszcze kilka rozdziałów i koniec tej historii? Nie! Ja na to nie pozwalam!
Ale masz szczęście, że lubię Słoweńców :)
A wracając na razie do tego :)
Czyżby Carinę brały wyrzuty sumienia?
Daniel wyznał jej, że chyba się w niej zakochał i to pod skocznią, ale nadal chciałabym, aby była z Johannem.
Forfang zjadł karmę dla kota, boję się co oni jeszcze trzymają w tym mieszkaniu w innych opakowaniach XD. Ale jeden szczegół utkwił mi w pamięci. On jest na coś chory, czy tylko lekarz na wszelki wypadek chce się upewnić ?
Czekam na następny rozdział i dużoo weny życzę :*
Buziaki :)
KONIEC niedługo? Że taki prawdziwy, definitywny KONIEC? o.o
OdpowiedzUsuńJak to, hmn? Ja tutaj dopiero trafiłam niedawno! ;c
Aaaa! Ale że Słoweńcy?! ♥ Idealnie! ;*
Czyli co? Carina w końcu wpadła w to bagno potworków, które kąsają i kąsają? Mam na myśli wyrzuty sumienia. Nie zazdroszczę... ;/
Czekam na kolejny, Kochana! ;*
Cudowne opowiadaniee!! <3 wpadlam tu wczoraj i juz z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKończyć? Ty chyba żartujesz? Jak ja przeżyję bez mojego Danielka i jego genialnych tekstów?
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to historia z kotem Stjernena to mnie powaliła na kolana. Jak ty na to wpadłaś, to do tej pory się zastanawiam.
Rozdział jest cudowny, naprawdę :)
Pozdrawiam i czekam na reakcję Cari :)
Jak to dobrze, że Johannowi nic nie jest. Kamień spadł mi z serca. Stjernen i jego brzydki kot wygrali wszystko :D Nadal się zastanawiam jak można pomylić kocią karmę z lekiem przeciwbólowym...
OdpowiedzUsuńO Słodki Jezu, ta końcówka... Daniel, uwielbiam cię, ale Carina nie może z tobą być.
JAK TO ZA NIEDŁUGO KONIEC?
To opowiadanie jest takie piękne, wzruszające, ale i śmieszne, a ty chcesz je kończyć...
Dobrze chociaż będzie kolejna historia i to ze Słoweńcami ^.^
Ze spoznieniem ale jestem :-)
OdpowiedzUsuńPrezczytalam wszystkie rozdzialy, czyli od 1 az do tego. I powiem ci ze namieszalas :P
Calkiem na poczatku nie pomyslalabym ze obydwoje, Johann i Daniel zakochaja sie w Carinie. Jestem ciekawa kogo wybierze. :-)
Szkoda ze jeszcze kilka czesci i chcesz zakonczyc, bo to opowiadanie jest po prostu swietne. :-)
Pozdrawiam i zycze weny :*
No bez wątpienia namieszałaś. Najpierw był Johann, później ten pocałunek z Danielem i teraz obydwoje ją kochają. Ciekawe jak Carina na to zareaguje. Pewnie nie wybierze żadnego, bo dopiero co zmarł jej chłopak, ale w sumie to chyba chciałabym, żeby była z Johannem. Nie wyobrażam sobie jak Daniel mógłby rzucić dziewczynę, która spodziewa się jego dziecka!!! To byłoby chamskie!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną część :)
Pozdrawiam i życzę weny
Jezu, jakie mam opóźnienie! Wybacz kochana...
OdpowiedzUsuńJak koniec? Żartujesz chyba... O.o
Wyrzuty sumienia powoli odzywają się u Cariny? Jestem ciekawa, co z tego wyniknie... Swoją drogą Johann i Daniel - na którego padnie wybór? :)
Buziaki :**