~Johann~
Młodzieniec wszedłszy do mieszkania, rozebrał się z zimowej kurtki oraz obuwia, po czym następnie udał się do łazienki, by zanurzyć zziębnięte dłonie pod gorącą wodą. Marzył o zjedzeniu czegoś ciepłego i szybkim położeniu się do łóżka, by zasnąć i obudzić się kolejnego dnia, który być może przyniesie lepszą pogodę.
- Siema! - z korytarza dobiegło powitanie ze strony rok starszego kolegi, a tym samym jego współlokatora. Chłopak opuścił łazienkę i przywitał się z blondynem poprzez przybicie piątki. - Zamawiamy pizzę? - usłyszał.
- Znowu? - opadł bezwładnie na obite białym materiałem krzesło i spojrzał na kolegę z przygnębieniem, które mieszało się ze zniesmaczeniem. - Brzuchy nam urosną, a ja mam w planach coraz dłuższe skoki niż takie na odległość dziesiątych metrów.
- Od kiedy zwracasz na to uwagę? - Tande z zaciekawieniem przypatrywał się koledze, który wyglądał jakby zeszło z niego całe powietrze i chęci do życia.
- Spać mi się chcę. - mruknął w dłonie.
- To śpij. - powiedział. - Ale najpierw mi powiedz, czy chcesz tę pizzę, bo nie wiem jaką zamówić. - Johann spiorunował go wzrokiem, lecz po chwili kiwnął głową na tak, a tamten wyszedł z pomieszczenia w poszukiwaniu ulotki z numerem. Ani jeden, ani drugi nie kwapił się do zapisania numeru pizzerii, bo nie widzieli takiej potrzeby. Woleli głodować o dwie godziny dłużej.
Forfang ze znudzeniem wymalowanym na twarzy wstał, a potem pomaszerował do swojego pokoju. Koszulka została rzucona na fotel, a raczej coś, co już go nie przypominało. Czyste rzeczy mieszały się z brudnymi, a jemu zawsze brakowało czasu na ogarnięcie swojego terytorium. Położył się na niezaścielone łóżko, założył dłonie pod głowę i przymknął oczy. Był zmęczony nie tylko pogodą, ale też porannym treningiem, który dał mu porządnie w kość. Nigdy nie przypuszczał, że trener Alex potrafi być taki wredny, gdy zalezie mu się za skórę.
- Zamówiłem dwie. Z podwójnym serem. - głos Daniela kazał mu otworzyć oczy i zrobił to, lecz po tamtym nie było ani śladu. Skoczek podniósł się do pozycji siedzącej i poczuł, że coś uwiera go w biodro. Coś, a raczej portfel należący do nowo poznanej blondynki. Wywarła na nim pozytywne, ale i tajemnicze wrażenie. Jej oczy magnetyzowały go w jakiś dziwny sposób. Nie znał wyjaśnienia na uczucie, które czuł, gdy widział w nich łzy, ale było to dziwne uczucie. Nie jakieś tam współczucie, ani poczucie żalu, że to przez niego. To było niczym przejście miliona prądów, które zjawiły się znikąd. Szatyn wyciągnął z portfela dowód dziewczyny i dokładnie przypatrywał się jej twarzy. Usta zachęcały do całowania, a policzki do delikatnego muskania opuszkami palców. Oczy.. Na samo wspomnienie o nich dostawał ciarek na plecach. Nigdy nie czuł czegoś podobnego, więc było to nowością. Czymś dziwnym i spotykanym po raz pierwszy w życiu. Skoczek usiłował włożyć kartę na swoje miejsce, lecz coś nieznacznie mu w tym przeszkadzało. Położył dowód na kolanie i palca zanurzył w kieszeni i wyciągnął małą, zieloną karteczkę. Wypisane było na niej kilka cyfr, jej imię i nazwisko oraz dopisane było W razie zapomnienia mojego numeru. Uśmiech poszerzył mu się od ucha do ucha i niewiele myśląc wstukał cyfry do swojego telefonu.
Między chłopakami panowała cisza, bo skupili się na meczu siatkówki, który leciał w telewizji. Obaj zajadali pizzę. Jeden z nich ciągle zerkał na ekran telefonu i nerwowo obracał go w palcach.
- Stary, masz jakąś obsesję na punkcie tego smarta? - zapytał Daniel.
- Co?
- Jajco. - wywrócił oczyma. - Czekasz na wiadomość od Baracka Obamy, że tak go pieścisz? - wskazał głową na urządzenie. Ugryzł kawałek swojego kawałka pizzy i odłożył telefon na stolik.
- Sorry.
- A tak na marginesie, to o co chodziło dzisiaj na treningu?
- O czym mówisz?
- Podobno Stoeckl się tak na ciebie wkurzył, że musiałeś robić wszystko co inni tylko że podwójnie i jeszcze dostałeś dodatkowe ćwiczenia. - zaśmiał się.
- A ty skąd wiesz?
- Fannemel. - powiedział szybko. - No więc?
- Na hali była taka ładna brunetka.. No człowieku, żebyś ty widziała jaka ona ładna była.. - zaczął Johann. - Podszedłem, zagadałem i umówiliśmy się na jutro, bo dziś ma zajęty wieczór.. Dałem jej buziaka na pożegnanie, a wtedy wyszedł Alex i zaczął się na mnie drzeć, że dobieram się do jego córki. Stary, gdybym wiedział, że to jego córka to patykiem bym jej nie dotknął! - Daniel zwijał się ze śmiechu, natomiast Johannowi nie zbierało się na takie ekscesy. Nadal odczuwał ból wszystkich mięśni, a na myśl o jutrzejszym treningu było mu słabo.
- Gruba akcja. Szkoda, że mnie tam nie było. - wyciągnął się, jak długi na sofie, a nogi zarzucił na młodszego kolegę. - Nie wiedziałem, że Stoeckl ma córkę.
- Zabieraj kopyta. - warknął Forfang. - Ja też nie wiedziałem. A te cymbały nawet mnie nie uprzedziły!
- Johann. - powiedział po chwili blondyn.
- Co?
- Czemu masz damski portfel w kieszeni? - Tande wybuchnął śmiechem. Poduszka szybko zapanowała nad jego rechotem i sprawiła, że na moment zapanowała cisza.
- To nie mój. - powiedział Johann.
- Od kiedy podrywasz laski na zgubione portfele?
- Nikogo nie podrywam!
- Więc skąd go masz? - dociekał.
- Pomiń rozdział, jak piszesz książkę, okey? - warknął. W tym momencie wyświetlacz telefonu zaświecił się, a na pasku stanu pojawiła się ikonka wiadomości. Johann poczuł, że serce zaczyna mu wariować ze zdenerwowania. Tande wpatrywał się w niego z zaciekawieniem, dlatego trzęsącą dłonią zgarnął telefon do kieszeni w bluzie i opuścił pokój, by w spokoju przeczytać wiadomość, którą (miał nadzieję) przysłała blondynka.
- Johann. - powiedział po chwili blondyn.
- Co?
- Czemu masz damski portfel w kieszeni? - Tande wybuchnął śmiechem. Poduszka szybko zapanowała nad jego rechotem i sprawiła, że na moment zapanowała cisza.
- To nie mój. - powiedział Johann.
- Od kiedy podrywasz laski na zgubione portfele?
- Nikogo nie podrywam!
- Więc skąd go masz? - dociekał.
- Pomiń rozdział, jak piszesz książkę, okey? - warknął. W tym momencie wyświetlacz telefonu zaświecił się, a na pasku stanu pojawiła się ikonka wiadomości. Johann poczuł, że serce zaczyna mu wariować ze zdenerwowania. Tande wpatrywał się w niego z zaciekawieniem, dlatego trzęsącą dłonią zgarnął telefon do kieszeni w bluzie i opuścił pokój, by w spokoju przeczytać wiadomość, którą (miał nadzieję) przysłała blondynka.
~Carina~
Pokój ogarniała paniczna cisza, która była odzwierciedleniem tego, co działo się w jej sercu i umyśle. Policzki nie nadążały wysychać, a chusteczki wchłaniać wilgoci dlatego szybko zostały zastąpione rękawami białej bluzy, na której powstały zabrudzenia od tuszu do rzęs. Serce dziewczyny już nie pękało na miliony drobnych kawałeczków. Nie zrzucało z siebie skorupki, którą te kawałeczki tworzyły. Ono po prostu krwawiło. Bezsilność. Samotność. Strach. Ból. Brak miłości. Brak szczęścia. Brak osoby, która powie, że będzie dobrze i pocieszy zwykłą obecnością. Dlaczego w życiu bywa tak, że dobrzy ludzie dostają najwięcej zła od losu? Dlaczego tak właśnie się dzieje na tym świecie? Czy nie istnieje nic takiego, co nazywa się sprawiedliwością? Blondynka opatuliła się kocem. Kocem, który nadal pachniał ulubionymi perfumami jej chłopaka. Perfumy przyprawiły ją o jeszcze więcej łez. Cicho szlochała, leżąc skulona. Myślami była przy dobrych wspomnieniach, które potem zeszły na dziwne wyobrażenia. Zaczęła myśleć o skończeniu tego. O skończeniu swojego cierpienia, a także skończeniu przeszkadzać innym. Bo tak naprawdę była zwykłym przedmiotem, który każdy traktował jak chciał. Nikt nie liczył się z jej uczuciami. Nikogo nie obchodziło, czy doszła spokojnie do domu, czy zjadła obiad, jak minął jej dzień, czy ma się dobrze po śmierci Martina. Zauważana była wtedy, gdy potrzeba było pieniędzy, wyżalenia się, czy zwykłej kłótni o nic. Połknięcie kilkunastu tabletek i zapicie alkoholem było bezbolesnym wyjściem skończenia żywota, ale czy to nie byłoby za proste? Czy skoro cierpi się za życia to umierając da się odejść bez bólu? Wszak metoda zabicia się była dość błahym sposobem. Ludzie powinni mierzyć się ze swoimi słabościami, problemami, a nie uciekać na zawsze i nie starać się o lepsze jutro. Nie każdemu w życiu wychodzi, ale też nie każdy sobie z nim radzi. Bo z czasem przychodzi taki dzień, że nie potrafimy patrzeć na siebie w lustrze. Denerwuje nas otaczający świat, a serce kroi się z żalu i bólu, który wywołany jest osamotnieniem.
Blondynka znów otarła rękawem oczy. Kilka dodatkowych plamek pojawiło się na białym materiale. Przed oczyma widziała twarz Martina, gdy ostatni raz szeptał jej, że ma być silna i bardzo ją kocha. Szkoda, że ta siła nie przeszła z niego na nią. Bo on zawsze potrafił się odnaleźć i sobie poradzić, a ona była nikim. Z nim znaczyła i tworzyła wiele, lecz bez niego nie potrafiła żyć normalnie.
Użalanie się nad sobą przerwał dźwięk jej telefonu. Esemes. Zastanawiało ją kto taki do niej pisze. Najpierw pomyślała o operatorze sieci, a potem o znajomych z uczelni, którzy piszą, bo zapewne mają w czymś problem. Odblokowała urządzenie i zdziwiła się widząc nieznany numer.
__________________________
Od: 6543210
Cześć, tutaj Johann - chłopak z kawiarni.
Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy moglibyśmy się spotkać?
Wypadł ci portfel i chcę ci go zwrócić ;)
__________________________
Do: 6543210
Okey.. Możemy się spotkać jutro o 14, gdy skończę zajęcia, w tym samym miejscu.
Zablokowała urządzenie i odrzuciła je na bok. Naciągnęła koc po same uszy, przymknęła oczy i nawet się nie zorientowała, a oddała się w objęcia Morfeusza.
Zajęcia minęły jej w mgnieniu oka. Ostatni wykład został odwołany, więc miała dwie godziny na spokojne odwiedzenie cmentarza i zapalenie nowej świeczki na grobie. Aktualnie szła w stronę bramy wejściowej na cmentarzysko, a w niebieskawej siatce niosła dwa średniej wielkości znicze i trzy nowe wkłady do wymienienia w starych lampionach. Myślami tkwiła przy Martinie i ich miłości. Pięknej miłości, w której nie było kłótni, sporów, większych problemów od tych związanych z zagubioną skarpetką. Uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszej randki pod gołym niebem. Umówili się w parku. Kiedy już się w nim znalazła, jego nie było, ale za to był koc z jedzeniem i schłodzony szampan. Już miała pisać do chłopaka, gdy ten zeskoczył z drzewa w stroju Batmana z wielkim misiem.
Zdjęcie na pomniku spowodowało, że uroniła kilka łez. Usiadła na ławeczkę, zapaliła świeczki i wpatrywała się w fotografię.
- Brakuje mi ciebie.. - szepnęła.
Przymknęła powieki spod których wydobyło się kolejnych kilka łez.
- Carina? - usłyszała.
Otworzyła oczy, ale nie widziała nikogo kto mógłby się do niej zwracać.
- Spotykamy się wcześniej niż przypuszczałem. - dopiero teraz zauważyła Johanna, który podszedł bliżej i na jego twarzy malował się słaby uśmiech. W rękach trzymał czarny worek ze śmieciami, a jego oczy wydawały się takie smutne i przygnębione.
- Witaj, Johann. - powiedziała słabym głosem. Odkaszlnęła. - Witaj. - powtórzyła.
- Już skończyłaś zajęcia?
- Tak. - powiedziała.
- Nasze spotkanie w kawiarni aktualne, czy mam oddać ci portfel teraz?
- Muszę się napić herbaty, więc jak najbardziej aktualne.
- Więc pójdę wyrzucić śmieci - wskazał na worek - i idziemy, czy chcesz jeszcze posiedzieć?
- Możemy iść. Ja i tak jeszcze przyjdę później. - powiedziała zerkając na nagrobek i posłała słaby uśmiech do szarej fotografii.
- Zaraz wracam. - pokiwała głową i znów została sama.
- Leżysz tam w dole.. Jesteś wprawdzie blisko mnie... - szepnęła kucając przy grobie. Pogładziła ciemny blat z wielkim uczuciem, spojrzała na zdjęcie chłopaka i powoli wstała. Poprawiła jeszcze wiązankę z ciemnych róż, po czym zabrała pustą reklamówkę i udała się w stronę czekającego na nią Forfanga.
- Poproszę herbatę z miodem i cytryną. - powiedziała do miłej kelnerki, która śliniła się na widok Johanna.
- To samo. - rzucił nawet na nią nie patrząc, ale to wystarczyło jej do zarumienia się i szybkiego odejścia od stolika tej dwójki. - Proszę. - posunął po blacie czerwony portfel należący do dziewczyny. Ich dłonie się zetknęły, gdy delikatnie puszczał rzecz, a ona miała zamiar zgarnąć go do swojej torebki.
- Proszę bardzo. - nadejście kelnerki przerwało dziwną ciszę, która zapanowała między nimi. Młoda dziewczyna postawiła dwie filiżanki z ciepłym napojem na stoliku, zalotnie uśmiechnęła się do Forfanga i odeszła zmysłowo kręcąc tyłkiem, jakby myślała, że tak zaimponuje skoczkowi. Blondynka pokręciła głową i zaśmiała się z głupoty brunetki.
- Jak ci minął dzień? - ciche pytanie padło z ust Johanna.
- Dzień się jeszcze nie skończył. - zauważyła z uśmiechem. - Ale połowa minęła mi na słuchaniu wykładów o psychologii społecznej.
- Studiujesz psychologię?
- Tak. - odkaszlnęła kolejny raz, po czym przeprosiła chłopaka i poprawiła swą wypowiedź.
- Czemu akurat to?
- Nigdy nie miałam w życiu łatwo, zawsze chciałam pomagać i radzić innym, więc psychologia jest spowodowana tym, że chcę dobra dla innych i chcę im pomagać. - wyjaśniła.
- Opowiesz mi o tym?
- O czym? O tym, że chcę pomagać ludziom, czy jak wygląda wykład na tym kierunku?
- O twoim niełatwym życiu. - odstawił filiżankę na spodeczek i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Nie ma o czym gadać. - urwała.
- Co robiłaś na cmentarzu?
- Przeprowadzasz ze mną wywiad środowiskowy? Byłam na grobie kogoś bliskiego, w końcu od tego jest cmentarz.
Ich rozmowa na początku zupełnie nie trzymała sie kupy. On starał się do niej zbliżyć, ona izolowała go od siebie. W głębi duszy czuła, że postępuje nie fair wobec zmarłego ukochanego. Jego już tu nie było, nie powinna była, lecz nie wyobrażała sobie tego, że ktoś może wskoczyć na jego miejsce. Przy kolejnej herbacie otworzyła się przed skoczkiem. Powiedziała więcej o swoim życiu, o sobie, o kilku bolesnych dla niej sprawach. I choć był dla niej obcy to nie narzekała, bo był jedyną osobą, którą interesowało jej życie i samopoczucie. Ironią losu jest to, że obcy ludzie chcą nas poznać bliżej i nam pomóc, niźli chce to zrobić własna rodzina lub przyjaciele.
- Jak to się stało? - zapytał. Jej dłoń trwała w mocnym uścisku dłoni chłopaka, a druga bawiła się brzegiem filiżanki z herbatą.
- Martin chorował na raka trzustki, który od kilku tygodni całkowicie dawał się we znaki.. Tamtego dnia poszłam na zajęcia, a on chciał zrobić coś na kolacje.. Wsiadł w samochód i zasłabł.. Auto uderzyło w barierki, był nieprzytomny.. Wybiegłam z uczelni by jak najszybciej znaleźć się przy nim i... Widziałam się z nim, bo odzyskał na moment przytomność.. Był taki słaby, wykończony.. To nie był mój Martin, który tryskał radością i ukrywał ból.. Resztkami sił wyszeptał mi, że mnie kocha i mam być silna, bo to jego koniec, a ja jak głupia rzuciłam się na jego klatkę i ze łzami błagałam go o to, by nie odchodził.. - łzy spływały po zaróżowionych policzkach stróżkami. Dłoń wyrwała z uścisku i zakryła swoją twarz. Nie chciała by Johann widział ją w takim stanie. - Gładząc moje plecy, wyszeptał ciche żegnaj i jego serce stanęło.. Odszedł...
- Carina, spokojnie. Nie płacz. - chłopak przesiadł się na krzesło obok niej i bez pytania przytulił ją do siebie. Było mu jej żal. Zmierzyła się z takim ciosem od życia, a teraz opowiedziała to zupełnie nieznanemu chłopakowi. Miał do niej wielki podziw i szacunek za to, że nie zwariowała na starcie. Dziewczyna łkała w czystą koszulę Forfanga, a on delikatnie gładził jej włosy i szeptał, żeby się uspokoiła. - Ciii...
- Uzależnił mnie od siebie, a teraz go zabrakło.. - powiedziała cicho.
- No już cicho.. - szepnął.
- Przepraszam, Johann. - otarłszy łzy, odsunęła się od niego. - Zabrudziłam ci koszulę.
- Koszula nie jest istotna. - rzekł. - Już dobrze? - zapytał, patrząc czule w jej ciemne oczy. Przytaknęła, choć wcale nie było dobrze. Tęskniła za Martinem i bolało ją serce na myśl o nim. - Mogę coś dla ciebie zrobić? Jakoś pomóc?
- Mi się nie da pomóc.. Jestem przegrana.. - odkręciła głowę w drugą stronę byleby tylko nie patrzeć na niego i przymknęła powieki. - Nie umiem żyć bez Marina, nie potrafię.. Czasem prościej byłoby się zabić, niż codziennie mierzyć się z tym pieprzonym życiem i fałszywymi ludźmi.
- Co ty za głupoty wygadujesz?
- Matka kazała wyprowadzić mi się z domu w ciągu dwóch tygodni, bo wraca syn jej faceta.. Mam mieszkanie po Martinie, ale nie chcę w nim mieszkać.. Nie chcę, bo tam będę myśleć tylko o nim i zupełnie stracę nad sobą kontrolę.. Czeka mnie most albo pokój w jakimś obleśnym motelu, bo tylko na to mnie stać. Nie mam zaufanych znajomych, każdy ma mnie w dupie, więc powiedz mi; po co żyć?
- To, że jest ciężko nie oznacza, że masz się poddawać, ej. - znów ujął jej dłoń w swoją i pogładził ją kciukiem. - Nie zawsze bywa łatwo i przyjemnie.. Życie nam nie szczędzi bólu, ale ja nigdy nie pomyślałem o skończeniu tego.. To egoistyczne wyjście..
- Masz przyjaciół, rodzinę, dziewczynę, skoki. Nie możesz narzekać na trudności.
- Rodzice nie odzywają się do mnie od dwóch miesięcy, a dziewczyny nie mam. Skoki nie dają mi pełni szczęścia, gdy wiem, ze nie mam dla kogo starać się o dobre wyniki.. - powiedział cicho. Spojrzała na niego pytająco. - Dwa miesiące temu rodzice chcieli wyjść do znajomych na parę godzin, by się trochę rozerwać, a ja miałem zostać z moją siostrą.. Miała półtora roku i był cudowną dziewczynką, dlatego nie miałem nic przeciwko żeby z nią zostać.. Była pora na jedzenie, a siedzieliśmy na tarasie, więc zostawiłem ją dosłownie na dwie minuty i poszedłem po picie.. Kiedy wróciłem jej nie było.. Porwała ją jakaś dziwna baba, która kręciła się od kilku dni po okolicy.. Rodzice omal mnie nie zabili za to, ale policja opanowała ich, że mają wszystko pod kontrolą i szybko znajdą Kjersti..
- Znaleźli?
- Ta kobieta dowiedziała się, że wplątaliśmy w to policję i... i ją po prostu zabiła.. Zabiła niewinne dziecko! - krzyknął ze łzami w oczach. Płaczący Johann Andre Forfang poruszył serce dziewczyny, której zrobiło się go żal. - Mama załamała się psychicznie i podjęła się leczenia, a ojciec... Ojciec zupełnie przestał traktować mnie, jak syna.. Dlatego wyprowadziłem się z domu i mieszkam z kolegą, a rodzice do tej pory się do mnie nie odzywają.. Ja do nich też.. Nie mam odwagi.. Ale gdy tylko mogę to chodzę na grób mojej siostry, bo czuję się winny.. Codziennie przed snem widzę jej twarzyczkę i słyszę chichot..
- Tak mi przykro, Johann. - szepnęła.
- Oddałbym wiele, by wrócić jej życie, bo nie potrafię nosić tej drzazgi w swoim sercu.. - chłopak starał się ukryć napływające łzy do swoich oczu. Wtedy dziewczyna zrobiła to samo, co on kilka minut temu i przytuliła go. Mocno. Położyła dłoń na jego plecach, sunęła nią w górę i w dół, szeptała pocieszne słowa.
- Oboje jesteśmy ofiarami swojego losu.. - wyszeptał..
Od autorki:
Cześć i czołem! :)
Jest kolejny rozdział i jak najbardziej jestem z niego zadowolona.
Dziękuję z całego serducha za 10 komentarzy pod rozdziałem pierwszym <3
Naprawdę znaczą dla mnie bardzo, bardzo dużo!
Czytasz=komentujesz :)
Pozdrawiam!
Kochane, zapraszam też tutaj: Trzeba sto razy przegrać, by raz wygrać.
Cześć i czołem! :)
Jest kolejny rozdział i jak najbardziej jestem z niego zadowolona.
Dziękuję z całego serducha za 10 komentarzy pod rozdziałem pierwszym <3
Naprawdę znaczą dla mnie bardzo, bardzo dużo!
Czytasz=komentujesz :)
Pozdrawiam!
Kochane, zapraszam też tutaj: Trzeba sto razy przegrać, by raz wygrać.
Sprawiałaś że się po płakałam. Rozdział tak cudowny, że brak mi słów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco.
Jeju *.* Płaczę :/ Nie oszczędzisz ich co? Biedni, maja bardzo podobna sytuację :(
OdpowiedzUsuńCo do Daniela. Do treningów się zabierz, a nie pizzą się obżerasz. Rozdział na prawdę boski <3 Czekam na kolejny :) Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie: http://zawszeinazawszewellinger.blogspot.com/
Biedna Carina, strasznie mi jej szkoda.. Johann również nie ma łatwo, ale trzymam kciuki za tę dwójkę. Może we dwoje uda im się ogarnąć swoje życie i próbować być szczęśliwym? Rozdział cholernie smutny, ale cudowny..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Boże, prawie się popłakałam :( Genialny rozdział, z resztą, równie dobry jak pierwszy, ale jakoś tak mi teraz cholernie smutno... Szkoda Cariny, świetna dziewczyna z bardzo ciężkim życiem. Mam nadzieję, że mimo wszystko, jakoś to się ułoży. Bo w końcu musi być dobrze! :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :**
Aj, kobieto, kobieto... ten rozdział jest idealny :')
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie zacząć od końca. Było bardzo, wręcz cholernie smutno, ale... to dobrze. Czasem potrzeba trochę smutku, bo wtedy życie nie byłoby życiem.
Muszę ci przyznać, że brakiem pomysłów to ty nie grzeszysz, bo jesteś bardzo kreatywna. W końcu dlaczego Martin nie mógł po prostu zginąć w wypadku samochodowym, a Kjersti umrzeć na białaczkę? Może to trochę nieludzkie, że chwalę cię za śmierć bohaterów, ale bardzo mi się spodobało to, że nie pozabijałaś ich najprościej jak się dało. Właśnie przez takie szczegóły opowiadanie staje się realne, a takie przecież być powinno, bo ma w końcu przypominać realne życie, czyż nie?
Przechodząc w nieco bardziej optymistyczne tematy - teksty. Jestem wielką fanką błyskotliwych tekstów w opowiadaniach.
- "Czekasz na wiadomość od Baracka Obamy, że tak go pieścisz?"
- "Stary, gdybym wiedział, że to jego córka to patykiem bym jej nie dotknął!"
- "Pomiń rozdział, jak piszesz książkę, okey?"
- "Przeprowadzasz ze mną wywiad środowiskowy?"
A to i tak nie wszystko ;)
Zakochałam się w tym opowiadaniu, bo jest tu chyba wszystko, czego mogłabym oczekiwać :D
Pozdrawiam :)
Ryczę ... :( Cóż mogę powiedzieć... Świetny! <3 Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na ósemkę :) http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/
Witam. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest smutny, ale przepiękn. Lubie takie klimaty. Dlatego zachęciłaś mnie bym tu pozoatała. A także, że blog jest o Norwegach.
Zapraszam także do mnie:
kasia-krzysiek-i-skoki.blogspot.com
skok-do-przodu.blogspot.com
Pozdrawiam. ^^