Bosymi stopami sunęła po panelach, aż doszła do upragnionej kuchni i wyjęła z szafki pudełko z róznego rodzaju lekami. Jej rodzicielka krzątała się po pomieszczeniu i przystopowała sprzątanie jednej z szafek, gdy ujrzała swą córkę w nagannym stanie.
- Mamy coś od bólu? - dziewczyna spytała po chwili, gdy okazało się, że w danym pudełku nie ma odpowiednich tabletek.
- Chyba tak. - powiedziała kobieta i podszedłszy do szafki, wyjęła drugie pudełko leków. - Może chcesz herbaty? - zapytała z troską w głosie. Dziewczyna uniosła brwi ze zdziwienia. Nie odpowiedziała. Chwilę mocowała się z odkręceniem butelki z wodą mineralną, a następnie połknęła dwie średniej wielkości tabletki.
- Nie musisz się tak troszczyć. - usiadła na krześle i cicho się zaśmiała patrząc na minę swojej matki. Kobieta stała oparta o blat kuchenny, odgarniała wystające z kucyka włosy i patrzyła na swą córkę.
- Upatrzyłaś już jakieś mieszkanie?
- Nie.
-Carinko.. - kobieta spuściła wzrok na panele, a tym samym na swoje kapcie. Jej głos nagle przysłabł, a i ona sama nagle stała się zupełnie inną osobą. Była wyciszona, spokojna. - Wczoraj rozmawiałam z Tobiasem i doszliśmy do wniosku, że pożyczymy ci trochę pieniędzy na wynajęcie jakiegoś lokum.
Słowa wpadały do ucha blondynki, wypadały drugim, zaś mózg starał się je przetrawić i przeanalizować. Wydało jej się to śmieszne, gdyż matka od dawna nie pomagała, ani nie wspierała jej. Z początku pomyślała, że może chodzi o jakąś sprawę życia i śmierci. Dopiero matka rozwiała wszystkie wątpliwości, mówiąc, że robią to z dobroci serca i dlatego, że potem miałaby ogromne wyrzuty sumienia.
- Nie chcę waszych pieniędzy. - dziewczyna szorstko zaznaczyła swoją wypowiedź, po czym obdarzyła rodzicielkę srogim spojrzeniem. - Nie chcę od was niczego.
- Chcemy ci tylko pomóc, bo zależy nam na twoim szczęściu.
- I właśnie dlatego dałaś mi dwa tygodnie na wyniesienie się z domu, bo przyjeżdża synalek twojego kochasia? Tak ci zależy na moim szczęściu, że masz daleko to gdzie się podzieję i co będę jeść? Według ciebie tak wygląda martwienie się o córkę i chcenie jej pomóc?
- On nie ma się gdzie podziać, zrozum.
- Doskonale to rozumiem, wiesz? Doskonale zrozumiałam, że nie liczy się dla ciebie rodzona córka, a syn kryminalista twojego faceta. - sarkastyczny śmiech wydobył się z jej bladoróżowych warg i sprawił, że kobiecie zabrakło słów. Blondynka liczyła na kolejną dawkę słodkich kłamstewek. Chciała poczuć się fałszywie doceniona i kochana. - Jest mi cholernie przykro, że własna matka odkręca się ode mnie i chce wymazać z życia po tym wszystkim, co dla niej robiłam. - zaznaczyła wyraźnie.
- Zawsze się o ciebie troszczyłam. Bałam się o ciebie, chciałam dla ciebie dobrze. Może nie okazywałam tego, ale tak było.
- To gdzie byłaś, gdy szłam na studia? Gdzie byłaś, jak leżałam w szpitalu z połamaną nogą? Gdzie byłaś, jak tydzień temu grzebałam swojego chłopaka? No powiedz mi, gdzie ty, do cholery, wtedy byłaś?! Troska polega na wpieraniu kogoś fizycznie i psychicznie, a dla ciebie najważniejszy był nadziany facet i staranie się, by było mu dobrze.
- Carina..
- Jak śmiesz powiedzieć, że się troszczyłaś i chciałaś dla mnie dobrze? Wiesz, że nawet się cieszę z tej nagłej wyprowadzki stąd? Przynajmniej skończy się moja samotność w obecności rodzonej matki. - znów cichy śmiech wypłynął z jej ust, choć na policzkach widniały spływające równomiernie krople łez.
- Poczekaj!
Kobieta krzyknęła za wychodzącą córką, lecz nie zdołała jej zatrzymać. Usłyszała tylko trzask drzwi od jej pokoju i ją samą ogarnęła fala żalu. Lecz czy to był żal, bo traci córkę przez swoją głupotę, czy żal spowodowany tym, że nie będzie miała się na kim wyżywać emocjonalnie kiedy jej zabraknie?
Blondynka natomiast runęła na swoje łóżko, nakryła się kołdrą i ponownie szlochała w ulubioną poduszkę, która od dłuższego czasu służyła za narzędzie do wypłakiwania się, a nie spania.
Dziewczyna zasnęła w mgnieniu oka, co było dziwne, ponieważ zasypiała po wypłakaniu wszystkich emocji. Tym razem zadziała gorączka i złe samopoczucie, które nie oznaczało nic innego tylko początek jakiegoś paskudnego wirusa.
Śniła o ciemnym lesie. Świecił księżyc, niebo było gwieździste, a ona szła boso po polanie i szukała bezpiecznego schronu przed czającymi się wilkami. Strach paraliżował ją w każdym calu i odbierał siły na ucieczkę. Bała się strasznie tego, że będzie po niej. Wtedy ujrzała dziko rosnącą jabłoń, więc postanowiła, że wdrapie się na gałąź. Liczyła, że będzie choć trochę bezpieczna. Obeszła drzewo dookoła w poszukiwaniu jakiejś nisko urośniętej gałęzi. Zamiast poszukiwanego obiektu zobaczyła wisielca. Spokojnie zwisał i wszystko wskazywało na to, że nie wisi tutaj długo. I wtedy księżyc przesuną się o kilka centymetrów, a w samobójcy rozpoznała Johanna..
Zerwała się z walącym, jak młot sercem. Otarła pot z gorącego czoła oraz odruchowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Za oknem świeciło słońce, a termometr wskazywał trzy stopnie na minusie. Migająca na niebiesko dioda w telefonie zwróciła jej uwagę. Ujęła urządzenie w dłoń, odblokowała.
______________________
Od: 6543210
Hej, może masz ochotę na herbatę lub gorącą czekoladę?
Nie bierz mnie za natręta, po prostu proponuję, bo miło spędzało mi się z tobą dwa poprzednie popołudnia ;)
Johann.
______________________
Do: 6543210
Słabo się czuję - jakaś grypa.
Przykro mi, ale nie :)
______________________
Od: 6543210
Herbata z miodem i cytryną jest najlepszym lekiem.
Nalegam ;)
______________________
Do: 6543210
Johann, daj sobie spokój.
Wykasuj mój numer i po prostu zapomnij, że się poznaliśmy.
Blondynka pewnie odrzuciła telefon na podłogę, wtuliła się w puchową poduszkę i zerknęła na szafkę nieopodal. Zdjęcie zakochanej i szczęśliwej pary sprawiło, że znów zaszkliły się jej ciemne oczy. Dziewczyna na zdjęciu wtulała się w swoją czarną kurtkę, a chłopak z czułością obejmował ją w pasie i całował w skroń. Uśmiech pojawił się na jej zdjęciu, ale zginął równie szybko, gdy przypomniała sobie, że było to ostatnie wspólne zdjęcie jakie szło im ze sobą zrobić.
- Kocham cię, Martin.. - wyszeptała, patrząc na zdjęcie obsadzone w beżową ramkę.
~Johann~
Pożyczony od Daniela Land Rover zatrzymał się przed niewielką posiadłością państwa Heyerdal. Ubrany w czarny płaszcz i granatowy szalik, wysiadł z auta i podążył zaśnieżonym chodnikiem na werandę. Dźwięk dzwonka rozniósł się po niewielkim mieszkaniu i po chwili w drzwiach ujrzał czterdziestoletniego mężczyznę z puszką piwa w ręku.
- Tak? - basowy ton głosu obił się o jego uszy, a wydobywający się zapach piwa z ust odrzucił go na chwilę w tył.
- Zastałem Carinę? - zapytał.
- A ty nie jesteś tym całym skoczkiem? - mężczyzna zignorował zadane pytanie.
- Tak proszę pana, jestem. - odpowiedział grzecznie, choć po chwili zirytował się setką pytań ze strony ojczyma blondynki. - Więc jest Carina w domu, czy nie? - dodał szybko, gdy mężczyzna przystopował z zadawaniem mu dziwnych i niekomfortowych pytań.
- Jest u siebie, a co?
- Mógłbym do niej wejść?
- Po co?
- O odwiedziny.
- Zamiast siedzieć na treningu to wolisz odwiedzać byle jakie wywłoki? - mężczyzna uniósł brwi w górę. Chłopak zaś zdziwił się jego wypowiedzią. - Właź, bo mi ciepło ucieka. - ponaglił go oraz zaprosił gestem ręki do środka. - Pierwsze drzwi po prawo.
Skoczek podziękował poprzez skinienie głowy, po czym zdjął buty i udał się na klatkę schodową. Ogarnęła go niepewność, czy aby na pewno robi dobrze. Wszak dziewczyna napisała mu wiadomość z prośbą o danie jej spokoju. Ale Johann nigdy nie odpuszczał i nie poddawał się bez walki. Tylko czy w tym przypadku to słuszne i wskazane? Czy to niezbyt wiele, jak na dziewczynę, która trochę przeszła i sama wspomniała, że nie potrzebuje w swoim życiu nikogo, kto będzie przez jakiś czas?
Westchnął. Ostatnie dwa stopnie przeskoczył i rozglądnął się po małym korytarzyku. Widział troje drzwi, ale wiedział które należą do jej pokoju. Bezdźwięcznie je uchylił i zobaczył, że leży tyłem do drzwi, przykryta po uszy kołdrą i oddycha spokojnie.
- Tak proszę pana, jestem. - odpowiedział grzecznie, choć po chwili zirytował się setką pytań ze strony ojczyma blondynki. - Więc jest Carina w domu, czy nie? - dodał szybko, gdy mężczyzna przystopował z zadawaniem mu dziwnych i niekomfortowych pytań.
- Jest u siebie, a co?
- Mógłbym do niej wejść?
- Po co?
- O odwiedziny.
- Zamiast siedzieć na treningu to wolisz odwiedzać byle jakie wywłoki? - mężczyzna uniósł brwi w górę. Chłopak zaś zdziwił się jego wypowiedzią. - Właź, bo mi ciepło ucieka. - ponaglił go oraz zaprosił gestem ręki do środka. - Pierwsze drzwi po prawo.
Skoczek podziękował poprzez skinienie głowy, po czym zdjął buty i udał się na klatkę schodową. Ogarnęła go niepewność, czy aby na pewno robi dobrze. Wszak dziewczyna napisała mu wiadomość z prośbą o danie jej spokoju. Ale Johann nigdy nie odpuszczał i nie poddawał się bez walki. Tylko czy w tym przypadku to słuszne i wskazane? Czy to niezbyt wiele, jak na dziewczynę, która trochę przeszła i sama wspomniała, że nie potrzebuje w swoim życiu nikogo, kto będzie przez jakiś czas?
Westchnął. Ostatnie dwa stopnie przeskoczył i rozglądnął się po małym korytarzyku. Widział troje drzwi, ale wiedział które należą do jej pokoju. Bezdźwięcznie je uchylił i zobaczył, że leży tyłem do drzwi, przykryta po uszy kołdrą i oddycha spokojnie.
~Carina~
- Daj mi spokój, Tobias. - wymruczała, czując czyjąś obecność w swoim pokoju. - Nie zamierzam z tobą gadać. - dziewczyna jeszcze bardziej naciągnęła na siebie bladoniebieską kołdrę i przymknęła powieki. Była zmęczona swoim nic nie robieniem, a ból głowy coraz bardziej przybierał na sile. Już nawet nie miała sił na ochładzanie zarumienionych policzków swoimi lodowatymi dłońmi.
- Cześć. - cichy pomruk ze strony danej osoby sprawił, że powoli przekręciła się na drugi bok i szczerzej otworzyła oczy widząc Johanna.
- Co ty tutaj robisz? - dziewczyna usiadła po turecku. Wlepiła zamglone oczy w chłopaka, który ochoczo zdjął swoją kurtkę, zawiesił ją na krześle i przysiadł na nim. Stan blondynki wywołał u chłopaka zaniepokojenie. Jej włosy były w nagannym ładzie, twarz była zaś kompletnie wycieńczona i prócz różu nie posiadała żadnych innych kolorów. - Miałeś dać sobie spokój ze mną. - wychrypiała.
- Gdzie ty się tak załatwiłaś? - uśmiechnął się, sięgając do kieszeni w kurtce. - Brałaś coś od przeziębienia?
- Lek na zbicie gorączki i w sumie tyle. - odpowiedziała. Kaszlnęła. Zaśmiał się i podał dziewczynie buteleczkę z syropem na kaszel. - Nie lubię mięty. - wydęła usta w grymas, patrząc na etykietkę. Zgromił ją swym spojrzeniem.
- To ma ci pomóc, a nie smakować. - powiedział. - Więc odpowiesz mi gdzie się tak przeziębiłaś? - uważnie spojrzał na jej bladą twarz, a ona spuściła wzrok na butelkę i z zaciekawieniem zaczęła obracać ją w dłoniach. - Carina?
- Tak, wiem. - prychnęła. - Musiałam.
- Myślałem, że dasz sobie spokój i grzecznie wejdziesz do domu.
- Zbyt mało czasu spędziłam z nim w południe..
- Płacisz za to zdrowiem psychicznym.. Chcesz jeszcze fizyczne dołożyć?
- Nie..
Atak kaszlu u dziewczyny sprawił szybkie zakończenie jej wypowiedzi. Patrzył na nią z politowaniem, ale i małą nutką troski. Bo Carina była cudowną dziewczyną, przy której poczuł się szczęśliwy. Szczęśliwy inaczej, szczęśliwy tak, jak kiedyś.
- Zbieraj się. - powiedział w końcu. - Chyba nie myślisz, że przejdę obok tego obojętnie. - odpowiedział na jej pytający wyraz twarzy i wskazał dłonią na kupkę chusteczek do nosa oraz pastylek do ssania na gardło. - Jedziemy do lekarza. - wstał, zarzucił na plecy kurtkę i wyczekująco patrzył na blondynkę.
- Nigdzie z tobą nie jadę. - mruknęła w poduszkę.
- Carina, wstawaj. - rozkazał. - Wychodzę na korytarz i wracam za pięć minut, a ty masz być ubrana. Zrozumiała panienka?
- Wyjdź i nie wracaj.
- Słyszałem. - wychylił się zza drzwi i zdążył obdarzyć ją jeszcze ironicznym uśmieszkiem.
Z rezygnacją podniosła się z łóżka i szczęśliwie złapała oparcie krzesła. Gdyby nie ono - runęłaby jak długa. Powolnie opuściła strój zwany piżamą, nałożyła pierwsze lepsze spodnie i bluzę. Włosy odrzuciła w tył, spryskała się mgiełką o zapachu truskawki. W ciągu danych pięciu minut była gotowa, a skoczek ucieszył się, widząc, że nie będzie musiał siłą jej wyciągać z łóżka. Zeszli schodami w dół, spotkali się z dziwnymi minami domowników i weszli do małego wiatrołapu. Pomógł jej założyć kurtkę, a tym miał pretekst do bliższego kontaktu z nią.
- Chodź.. - ujął jej dłoń i otworzył przed dziewczyną drzwi..
~Johann~
Wizyta u znajomego lekarza Johanna minęła dość szybko. Dziewczyna złapała jakiegoś wirusa i dostała receptę na kilka leków, a jego upór sprawił, że wykupili ją od razu po wyjściu z gabinetu. Teraz wracali do domu.. Ona spała na fotelu przykryta kocem. On skupiał uwagę na drodze, ale co chwilkę zerkał na jej twarz i delikatnie się uśmiechał. W tle grała jakaś romantyczna muzyka, której Daniel słuchał na okrągło. Skoczek bez uzgadniania z nią zajechał na podziemny parking pod swoim blokiem. Następnie obszedł parking, delikatnie wziął jej ciało na ręce i udał się w stronę windy.
- A mówiłeś, że żadna nie poleci na mojego grata. - rzucił Daniel do Forfanga, gdy ten opuścił swój pokój i cicho zamykał drzwi. - Ładna dziewczyna. - skwitował.
- Nie dla psa kiełbasa. - powiedział Johann.
Obaj weszli do salonu, gdzie walało się od ciuchów i różnych innych rzeczy, które były chłopakom potrzebne, a i tak zapomnieli o ich istnieniu. Starszy usiadł na fotelu z pilotem i zaczął skakanie po kanałach, natomiast Johann wygodnie ułożył się na kanapie i niespodziewanie szybko zasnął..
Od autorki:
Cześć Wam! :)
Jak mija Wam to cudowne (prawie) wiosenne popołudnie? :D
Przypominam, że o 17 kwalifikacje. Ogląda ktoś z Was? :)
**
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Motywujecie mnie do działania, więc oby tak dalej!
Jeśli chodzi o ten rozdział; na początku szło mi idealnie dobrze, lecz w końcówce coś popsułam, gdyż moja playlista zmieniła się z piosenek inspiracyjnych na jakieś dziwne melodie :D
PS. Mam do Was prośbę; na blogu widnieje zakładka Spam, więc proszę o zostawianie tam linków do swoich blogów. Nie róbcie tego, proszę, pod rozdziałem.. I tak, i tak zajrzę, więc spokojnie! :)
PS II. Na blogu jest również ankieta dotycząca nowego projektu. Liczę, że oddacie głos! ;)
PS II. Na blogu jest również ankieta dotycząca nowego projektu. Liczę, że oddacie głos! ;)
Pozdrawiam cieplutko :)
Nareszcie jest rozdział. Johann taki opiekuńczy i taki słoooodki <33333 Jestem ciekawa jak dziewczyna zareaguje budząc sie w jego pokoju. Chyba nie będzie za szczęśliwa. Daniel... No cóż. Przykro nam, ale niestety ona nie poleciała na Twojego grata :D Jakbym dorwała matkę Cariny to bym ją wytargała za kłaki. Nie wiem jak jakiś głupek moze być wazniejszy od własnej rodzonej córki. Takich ludzi to tylko wsadzicw rakietę i wysrzelić w kosmos. Dosłownie jak moją nauczycielkę od matmy :D xD Ja się nie mogę już doczekać kolejnego rozdziału, bo ten był zajeeebisty <3 Pozdrawiam życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Czekam na kolejne!!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie : http://in-spite-of-dreams.blogspot.com/
OMG *.* Na początku chcę ci powiedzieć, że strasznie podoba mi się twój styl pisania. Po drugie ta historia jest taka niebanalna. Dwie zranione dusze spotykają się i to jest takie cudowne *.* Matka Cariny nie zasługuje na nazywanie jej "matką" Powinna za wszelką cenę dbać o nią, ale synek Tobiego jest lepszy -.- Czyżby dziewczyna zamieszkała z Forfangiem i Tande? To byłoby dobre wyjście
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział <3
Matka Cariny po prostu doprowadza mnie do szału... O ile w ogóle można ją nazwać "matką", bo to co ona wyprawia przechodzi ludzkie pojęcie... Johann ma u mnie ogromnego plusa. Przynajmniej on ma w sobie trochę empatii... No no, czyżby szykowała się zmiana mieszkania? ^^
OdpowiedzUsuńBuziaki :**
Po pierwsze dziękuję bardzo za zaproszenie :*
OdpowiedzUsuńPo drugie, ten rozdział jest cudowny!
Gdy czytałam wcześniejszy rozdział prawie się popłakałam.
Jaką trzeba być matką, żeby wyrzucać własne dziecko z domu?! To egoistyczne z jej strony.
Johann i Carina. Coś czuję, że nawiążę się między nimi jakaś więź, choć wiem, że ona nadal kocha Martina.
Tylko Norweg jest dla niej miły i jej pomaga, co mnie bardzo cieszy.
Czekam na następny i weny życzę :)
Pozdrawiam !
P.S. Jeśli mogłabyś to informuj mnie o kolejnych rozdziałach :*
Johann taki słodki <3 Przy takim to tylko chorować :D Jeśli będą ze sobą, to zazdroszczę Carinie z całego serca.
OdpowiedzUsuńNatomiast jej matka mnie zadziwia. Jest egoistką i zaślepiona jest miłością. Teraz zachowuje się, jak ostatnia zołza, ale pewnie jak coś się stanie to wpadnie w łaski córki. Nie toleruję takich osób i mam nadzieje, ze tak nie będzie.
Czekam na kolejny :)
Spóźniam się, przepraszam, ale miałam trochę dużo na głowie ;)
OdpowiedzUsuńMatka Cariny troszczy się (chociaż może to za dużo powiedziane) o córkę tylko i wyłącznie dla siebie samej, bo gdyby nie wyrzuty sumienia, to raczej nie zaproponowałaby jej żadnej pomocy. Szczerze nie lubię takich ludzi.
Johann jest tutaj dla mnie absolutnym ulubieńcem. Nie dość, że taki troskliwy i pogodny, to jeszcze te rozmowy z Danielem... Stwierdzam, że to chyba moja ulubiona cześć każdego rozdziału :)
Czekam na to, co będzie dalej :*
Buźki ♡