~Carina~
Naciągnęła na uszy zimową czapkę, wysiadając z auta Daniela. Chłopak zgasił silnik i oparł się o zagłówek, podczas gdy ona walczyła z zaspami, które usypane były przed dojściem do domu jej matki. Kobieta zachowała się perfidnie i egoistycznie, ale Carina nie potrafiła taka być. Wiedziała, że musi być przy swojej matce, gdy jest w ciężkiej sytuacji, a nie odwracać się do niej plecami. Dla niej podstawą była pomoc ludziom, którzy tego wymagali. Nawet jeśli pomoc zostałaby nieodwzajemniona i wszystko potem wróciło do normy.
Drzwi były otwarte, więc weszła do niedużego budynku, po czym rozebrała się i niepewnie weszła w głąb domu. Usłyszała szloch dochodzący z kuchni, więc w tamtą stronę się udała. Jej matka siedziała zapłakana przy stole. Blondynce zrobiło się jej jeszcze bardziej żal, gdyż nie widziała matki w takim stanie nigdy, nawet po śmierci swojego ojca.
- Mamo. - szepnęła podchodząc bliżej niej.
Kobieta odsłoniła zapłakaną twarz i szybko zatopiła się w ramionach córki.
- Uspokój się. - szeptała gładząc ją po plecach.
Dziewczyna doskonale wiedziała w jakim stanie i jak się czuje jej matka. Wszak sama przeżyła śmierć swojego ukochanego, który, jak się okazało, oszukiwał ją przez większość czasu.
- Porozmawiamy? - zapytała odsuwając się od płaczącej kobiety. - Opowiedz mi wszystko od początku. - rzekła siadając na stołku i ujmując w dłonie dłoń swojej matki.
- Pokłócił się z Andreasem. - powiedziała.
- O co? - zapytała. - Tak w ogóle gdzie on jest?
- Andreas chciał od niego pieniędzy, nakłaniał do sprzedania domu, potem motocyklu.. Tobias jeszcze dziś rano stał w tych drzwiach. - zaniosła się płaczem. Zasłoniła twarz drugą ręką i cicho szlochała w rękach.
- Gdzie jest Andreas?
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Zniknął z naszymi pieniędzmi, które trzymaliśmy w domu. Miałaś rację, że to zwykły drań i kryminalista. - przyznała. - A ja głupia stałam za nim murem, broniłam, bo był ukochanym synkiem Tobiasa.. Córeczko, tak bardzo mi wstyd.. - wyszlochała.
Przymknęła oczy, które w tym momencie zaszły łzami. Nie była gotowa na tego typu wyznania, a na wyłączne pocieszanie swojej matki.
- Jak to się stało? - zapytała.
- Był zdenerwowany, a zawsze jak był w takim stanie to wsiadał na swój motocykl i jechał przed siebie.. - westchnęła. - Na drogach jest szklanka, to nie jest odpowiednia pogoda na przejażdżki motocyklem.. Wpadł w poślizg. - zakończyła. - Jego serce bije, ale mózg nie.. I nic nie da się zrobić...
- Tak mi przykro. - powiedziała dziewczyna.
- Powinnam zająć się przygotowaniem pogrzebu, załatwianiem wszystkich formalności, a ja zanoszę się płaczem i zastanawiam, czy wyrazić zgodę na to, by jakiś chłopak dostał jego serce..
Szerzej otworzyła oczy. Przez myśl przemknęła jej tylko jedna osoba, która właśnie w tym momencie potrzebowała takiego serca do życia.
- Jaki... Jakiego chłopaka? - zapytała Carina.
- Doktor powiedział, że jest młody, a reszty danych dowiem się, jak zdecyduję się na przeszczep. - odparła. - Nie chcę żeby jakiś smarkacz nosił w sobie serce mojego męża. - otarła rękawem spływającą po policzku łzę.
- Pomóż mu.. - wyszeptała dziewczyna ślepo patrząc się w obrazek wiszący na ścianie. - Proszę cię, pomóż mu.. - przeniosła wzrok na kobietę. - On nie może umrzeć, mamo. - wyznała.
- Znasz tego człowieka? - przytaknęła. - Skąd?
- Johann pomógł mi wtedy, kiedy zostałam na lodzie i nie miałam nikogo. - kobieta ścisnęła dłoń swojej córki, gdy ta schyliła głowę i z jej oczu popłynęło kilka łez na tamto wspomnienie. - Jest dla mnie... kimś ważnym.
Dziewczyna poczuła wyraźną ulgę, gdy te dwa słowa przeszły przez jej gardło. Do tej pory nie miała komu o tym powiedzieć, ale też sama nie była pewna. Dopiero gdy dowiedziała się o tym, że Johanna czeka śmierć wszystko powoli zaczynało do niej dochodzić. Przejrzała na oczy i dostrzegła wszystkie jego walory, dobre cechy. W końcu, jak sama przyznała, był dla niej kimś ważnym, a także pomógł, gdy nie miała nikogo obok siebie. Jednakże męczyły ja cholerne wyrzuty sumienia, bo pierwszy raz w życiu kochało ją dwóch chłopaków, których przyjaźń do tej pory zwyciężała wszystko, a teraz pojawiła się ona - która kocha jednego, a nie chce skrzywdzić tego drugiego..
~Daniel~
Zaraz po tym, jak dostał esemesa od blondynki, która napisała, że wraz z matką jedzie załatwiać wszystkie formalności, ruszył spod białego domu i pojechał prosto do Andersa. Potrzebował wygadać się komuś, kto choć papla nie od rzeczy - nie wyda go.
- Już się stęskniłeś? - roześmiany Fannemel przetarł oczy dłonią i wpuścił kolegę do środka.
- Masz piwo? - zapytał zdejmując kurtkę.
- Piwa nie, ale jakiegoś łiskacza pewnie mam. - odparł.
- Super. Dawaj. - ponaglił go blondyn i wszedł do salonu. Zrobił sobie miejsce na kanapie poprzez przesunięci pustych pudełek po pizzy i wygodnie oparł się o oparcie. - Długo mam czekać? - jęknął.
- Cholera, to nie bar, poczekaj chwile! - krzyknął starszy Norweg gdzieś z oddali. - Chcesz lód?
- Może być. - odpowiedział.
- No to co cię do mnie sprowadza? - zapytał wchodząc do pomieszczenia z tacą, na której stała butelka, szklanki i miska z lodem. - Czekaj, niech zgadnę. - podrapał się po brodzie w geście zamyślenia. - Carina?
- Już mało brakowało, a byłaby moja.. - westchnął, opróżniając szklankę z alkoholu.
- Mówiłem ci, że Karaiby to dobry pomysł? To nie. Nie słuchasz mnie nigdy.
- Bo co z nią mam robić na Karaibach? Tarzać się w pisaku? W morzu utopić, jak da mi kosza?
- Przelecieć ją raz, a porządnie i się zakocha! - przewrócił oczyma. - Taki duży chłopak, a taka dupa wołowa.
- Powiedział Fannemel, który nie ma dziewczyny. - odparł.
- Z Anniką ci się udało. - zignorował jego uwagę.
- Annika wepcha dupę do łóżka każdemu, kto ma kilka zer na koncie i jest przystojny. Carina taka nie jest. - westchnął. - Chociaż wczoraj prawie by do tego doszło...
- Stary, opowiadaj! - Fannis wziął do ręki butelkę i patrząc z zaciekawieniem na kolegę, nalał do jego szklanki trochę cieczy.
Blondyn w skrócie zabrał się za opowiadanie wszystkiego, a tamten siedział i słuchał go z zaciekawieniem.
-... sąsiadka zapukała do drzwi i się skończyło. - dokończył. - Potem udawała, że mnie nie widzi i poszła spać.
- No to problem, rzeczywiście. - powiedział. - Zabierasz się do niej, jak pies do jeża!~
- Bo to jest typowy jeż! Jak dotkniesz to ukłuje, a jak dasz sobie spokój to i tak będzie zwracać na siebie uwagę... Jeszcze Forfang..
- Co Forfang?
- Gdybyś nie przylazł dziś i nie dzielił się radosnymi nowinami, to byłaby szansa na wyciągnięcie jej do kina, na zakupy, cokolwiek. - powiedział. - Wiem, że to nie fair w stosunku do Johanna, ale dobrze mi się z nią mieszkało, jak jego nie było. Przynajmniej lepiej się z nią porozumieć było można, a tak to łazi przy niej, ciągle zagaduje i głupi ma nadzieję, że z nią będzie.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie cieszysz się z tego, że Johann ma dawcę? - spojrzał podejrzanie na młodszego Norwega. - Daniel, co jak co, ale przesadzasz.
- A od kiedy ty się taki poważny zacząłeś robić, co?
- Po prostu to chamskie, Tande.
Przekręcił oczyma. Bo Fannemel miał rację, jak zawsze. A on był zazdrosny i zły na swojego przyjaciela, choć ten nie robił niczego przeciw niemu..
- Już się stęskniłeś? - roześmiany Fannemel przetarł oczy dłonią i wpuścił kolegę do środka.
- Masz piwo? - zapytał zdejmując kurtkę.
- Piwa nie, ale jakiegoś łiskacza pewnie mam. - odparł.
- Super. Dawaj. - ponaglił go blondyn i wszedł do salonu. Zrobił sobie miejsce na kanapie poprzez przesunięci pustych pudełek po pizzy i wygodnie oparł się o oparcie. - Długo mam czekać? - jęknął.
- Cholera, to nie bar, poczekaj chwile! - krzyknął starszy Norweg gdzieś z oddali. - Chcesz lód?
- Może być. - odpowiedział.
- No to co cię do mnie sprowadza? - zapytał wchodząc do pomieszczenia z tacą, na której stała butelka, szklanki i miska z lodem. - Czekaj, niech zgadnę. - podrapał się po brodzie w geście zamyślenia. - Carina?
- Już mało brakowało, a byłaby moja.. - westchnął, opróżniając szklankę z alkoholu.
- Mówiłem ci, że Karaiby to dobry pomysł? To nie. Nie słuchasz mnie nigdy.
- Bo co z nią mam robić na Karaibach? Tarzać się w pisaku? W morzu utopić, jak da mi kosza?
- Przelecieć ją raz, a porządnie i się zakocha! - przewrócił oczyma. - Taki duży chłopak, a taka dupa wołowa.
- Powiedział Fannemel, który nie ma dziewczyny. - odparł.
- Z Anniką ci się udało. - zignorował jego uwagę.
- Annika wepcha dupę do łóżka każdemu, kto ma kilka zer na koncie i jest przystojny. Carina taka nie jest. - westchnął. - Chociaż wczoraj prawie by do tego doszło...
- Stary, opowiadaj! - Fannis wziął do ręki butelkę i patrząc z zaciekawieniem na kolegę, nalał do jego szklanki trochę cieczy.
Blondyn w skrócie zabrał się za opowiadanie wszystkiego, a tamten siedział i słuchał go z zaciekawieniem.
-... sąsiadka zapukała do drzwi i się skończyło. - dokończył. - Potem udawała, że mnie nie widzi i poszła spać.
- No to problem, rzeczywiście. - powiedział. - Zabierasz się do niej, jak pies do jeża!~
- Bo to jest typowy jeż! Jak dotkniesz to ukłuje, a jak dasz sobie spokój to i tak będzie zwracać na siebie uwagę... Jeszcze Forfang..
- Co Forfang?
- Gdybyś nie przylazł dziś i nie dzielił się radosnymi nowinami, to byłaby szansa na wyciągnięcie jej do kina, na zakupy, cokolwiek. - powiedział. - Wiem, że to nie fair w stosunku do Johanna, ale dobrze mi się z nią mieszkało, jak jego nie było. Przynajmniej lepiej się z nią porozumieć było można, a tak to łazi przy niej, ciągle zagaduje i głupi ma nadzieję, że z nią będzie.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie cieszysz się z tego, że Johann ma dawcę? - spojrzał podejrzanie na młodszego Norwega. - Daniel, co jak co, ale przesadzasz.
- A od kiedy ty się taki poważny zacząłeś robić, co?
- Po prostu to chamskie, Tande.
Przekręcił oczyma. Bo Fannemel miał rację, jak zawsze. A on był zazdrosny i zły na swojego przyjaciela, choć ten nie robił niczego przeciw niemu..
~Carina~
Dziewczyna wraz z matką siedziała na korytarzu przed salą, w której leżał Forfang. Kurczowo zaciskała dłonie na krześle i biła się z wszystkimi myślami, jakie tylko siedziały w jej głowie. Jej matka zaś stała tyłem do niej, czytała jakieś ulotki, by na chwilę zapomnieć o dzisiejszym wydarzeniu. W sali lekarz rozmawiał z Johannem, którego, jak się okazało, stan uległ pogorszeniu. Blondynka bała się o niego, ale bała się też o to, że jej matka nie wyrazi zgody. Rozmawiała z nią na ten temat sporo czasu, nie miała jednak pewności, czy kobieta wyrazi zgodę, czy znów pokaże swojej córce, że nie ma serca na ludzką krzywdę.
Po dwudziestu minutach z sali wyszedł lekarz. Uśmiechnął się przyjaźnie do siedzącej blondynki, a potem podszedł do jej matki i mówił do niej cichym, spokojnym głosem.
Carina nie czekała na wiele i weszła do sali chłopaka. Leżał podpięty do kilku aparatur, których dźwięk raził w uszy. Wyglądał na wesołego, gdy ją zobaczył, ale za dobrze zdążyła go poznać, by nie zobaczyć bólu na jego twarzy. Pierwsze co zrobiła to mocno ścisnęła jego dłoń i nachyliła, by ucałować go w policzek. Zdziwiło ją to, że chłopak odkręcił głowę w drugą stronę i milczał.
- Panie Forfang. - powiedział lekarz. Dziewczyna w osłupieniu usiadła na stojącym obok łóżku i zerknęła na swoją matkę, która nie wiedziała jak ma się zachować. - Pani Lauro, to właśnie Johann. Johann jest chłopakiem, który niezwłocznie potrzebuje serca. - dodał. Szatyn uśmiechnął się blado, lecz uśmiech zginął, gdy spojrzał na Carinę. Dziewczyna czuła, że coś jest nie tak, że jego zachowanie nie jest takie, jakie być powinno.
- Dzień dobry. - powiedział słabym głosem.
Lekarz, Johann oraz jej matka oddali się rozmowie na temat jego stanu zdrowia, wszystkich formalności związanych z oddaniem mu serca Tobiasa. Ona zaś nie słuchała ich, lecz swojego wewnętrznego głosu, który przyprawiał ją o wyrzuty sumienia, a także ganił za całe jej zachowanie.
- Zgadzam się. - stanowczy głos kobiety oderwał ją od zamyślenia. - Jestem ci to dłużna za to, że byłeś przy mojej córce, gdy ja zawaliłam na całej linii. - kobieta ścisnęła jego dłoń i tłumiąc w sobie płacz - wyszła.
- Będzie dobrze, panie Forfang. - dodał mężczyzna i ruszył w pogoń za matką Cariny.
- A ty co? - zwrócił się do niej. Spojrzała na niego. - Gdzie zgubiłaś Daniela? - zapytał. - Już ci się znudził i postanowiłaś, że wracasz do punktu wyjścia?
- Johann, dlaczego...
- Wiem, że go kochasz. - wyznał szeptem.
- Nie kocham go. - odparła.
- Dlatego nie odwiedziłaś mnie ani razu przez trzy dni? Dlatego sam Fannemel opowiadał mi o tym, jak Tande cię zachwala? Dlatego sam Daniel miał mnie gdzieś i nawet nie napisał esemesa?
- Johann, proszę cię..
- Ja też cię proszę, Carina. - westchnął. - Zniknij z mojego życia raz na zawsze...
Od autorki:
Moje miłe panny ^^ tak więc to jest ostatni rozdział tego opowiadania.. Czeka nas już tylko epilog i rozstanie z panną Cariną, zakochanym Johannem i niezdecydowanym Danielem.
Miłego czytania i do napisania!
Buźka ;*
PS. Chciałabym Was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie pt. "jego spojrzenie...", na którym pojawił się pierwszy rozdział. W głównych rolach: Maciek Kot, Krzysiek Biegun, Krzysiek Miętus, Bartek Kłusek i Klemens Murańka! ;*
Będzie się działo.
PS. Chciałabym Was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie pt. "jego spojrzenie...", na którym pojawił się pierwszy rozdział. W głównych rolach: Maciek Kot, Krzysiek Biegun, Krzysiek Miętus, Bartek Kłusek i Klemens Murańka! ;*
Będzie się działo.
_________________________________________
NIENIENIENIENIENIE!!!:< To się nie może tak skończyć:< Ale cóż,nie zawsze wszystkie historie dobrze się kończą. A Fannis to taki bad ass ;)
OdpowiedzUsuń-Agg
Kur... Czlowiek zaczyna nadrabiac zaleglosci na blogach, zarywa nocki i placi za to zdrowiem, a tutaj koniec?! Nosz kur... -.-'
OdpowiedzUsuńMatko Boska, historia rodem z "Trudnych Spraw" lub "Ukrytej Prawdy" :) Oczywiscie to komplement, nie zeby cos :)
Szkoda, ze to koniec, bo z kazdym kolejnym rozdzialem to opowiadanie coraz bardziej zaczelam lubic. No nic, trudno...
Wybacz mi ten chaotyczny i pokrecony komentarz, ale jestem na komorce i jest prawie 1. w nocy :)
Na nowe opowiadanie zagladne jak bede na komputerze.
Pozdrawiam serdecznie i zycze duzo weny oraz wesolych swiat :*
Ale tempo, codziennie rozdział ^^
OdpowiedzUsuńKochana, jak ostatni rozdział? No co ty... Coś czuję, że będzie bardzo smutno... Ale mam nadzieję, że się mylę... Fannis, jak go nie kochać? :) No i Johann, którego mam ochotę po prostu udusić...
No nic, czekam na w takim razie na epilog :)
Buziaki i wesołych świąt :**
Na nowy blog z chęcią wpadnę... Ale i coś Ci zrobię że to tak kończysz... Serio. Nie mogę nic więcej napisać bo trzeba iść do kuchni ale ja i tak jestem Team Johann, cieszę się że znalazł dawcę i mam nadzieję z Cariną i Danielem sobie wszystko wyjaśnią... I że rodzina się nim zainteresuje...
OdpowiedzUsuńCzekam na ten epilog jak nie wiem <33
Pozdrawiam :**
Ps.: Tobie również wesołych Świąt ;**
Wow, niesamowity zwrot akcji! Johann otrzymał drugą szansę od losu, ale za to mamy śmierć Tobiasa. Nie przepadałam za nim, więc jakoś się tym nie przejęłam. Daniel mnie bardzo zdziwił. Jak można tak o przyjacielu myśleć? Przecież to okropne, jestem na niego wściekła. Może i Johann otrzymał tę szansę, ale z Cariną nadal coś nie wychodzi. I rozumiem jego złość, bo on ją kocha, a ona powiedzmy sobie szczerze sama nie wie, czego chce.
OdpowiedzUsuńCzekam na epilog <3
Pozdrawiam i Wesołych Świąt :*
Kurcze nwm co napisać....kocham to opowiadanie <3 jestem przygnębiona faktem że już kończysz... :/
OdpowiedzUsuńNa prawdę nie wiem co na pisać o rozdziale jestem w szoku, może pod epilogiem uda mi się cokolwiek napisać..