~Carina~
Mała dziewczyna trzymała w jednej rączce pluszowego misia, a drugą kurczowo trzymała się maminej dłoni. Pierwszy dzień w przedszkolu był dla niej nie lada wyzwaniem i każde najmniejsze spojrzenie obcych osób sprawiało, że miała ochotę się rozpłakać. Mała blondyneczka puściła dłoń matki i nieśmiałym krokiem weszła do sali, gdzie bawiło się bodajże dziesięcioro dzieciaków, a reszta okupowała krzesełka oglądając bajkę. Rozejrzała się. Wszystko było inne, kolorowe, zupełnie różniło się od jej życia oraz pokoiku, który był mały, nie walało się w nim od zabawek i nie pałało od niego optymizmem. I nagle w sali zgasło światło, a ona zaczęła bać się jeszcze bardziej. Słyszała dziwne szepty, zimne powiewy przyprawiały ją o drżenie. Za wszelką cenę wołała swoją matkę, której nie mogła dostrzec w ciemnościach. "Mamo, mamo, mamo" powtarzała niczym mantrę. Usiadła w miejscu, w którym stała, przytuliła misia i otarła łezki spływające z policzków. A wtedy obok pojawiła się dziwna postać ubrana w dziwne, podarte i stare ubrania. Jej oczy były trupio niebieskie, zimne dłonie zacisnęły się na nadgarstkach dziewczynki. Wtem w oddali zaświeciło się światło, w którego stronę podążała wraz z tajemniczą osobą. Miała nadzieję, że to jej mama. Zaufała jej. Przeszły przez łunę światła, a wtedy stanęła przed lustrem. Wielkim, ozdobionym złotą ramą lustrem, w którym to odbijała się jej osoba ubrana w białą suknię, welon. Czuła się szczęśliwie, a zarazem dziwnie. Jeszcze dziwniej poczuła się, gdy ujrzała idącego w jej stronę mężczyznę. Był coraz bliżej, słyszała coraz głośniejsze kroki, oddech. Stopniowo odsłaniał swą twarz spod czarnej maski karnawałowej. Jej serce przyśpieszyło, nogi zmiękły.
- Martin.. - wyszeptała wyciągając w jego stronę dłoń.
- Przepraszam cię za wszystko. - odpowiedział również szeptem, ucałował jej skroń i rozpłynął się, jak kamfora...
Ze snu wyrwał ją trzask drzwi wejściowych. Oderwała twarz od miękkiej poduszki i przekręciła się na plecy. Serce waliło nierównomiernie, a przed oczyma widziała twarz Martina. Słowa, które zostały wypowiedziane we śnie wciąż chodziły po jej głowie. Na początku była wdzięczna, że wyrwała się ze snu. Lecz z drugiej strony, gdyby się nie obudziła to może znalazłaby odpowiedź za co takiego została przeproszona.
Dziewczyna zrzuciła z siebie zielony koc, po czym opuściła swój pokój w celu udania się do kuchni i napicia się szklanki wody, której potrzebowała, by nawilżyć zaschnięte gardło. W pomieszczeniu aktualnie znajdował się blondyn. Siedział, a raczej w połowie leżał na stole i mruczał coś pod nosem. Wyjęła z szafki szklankę najciszej jak tylko się dało, ale naczynie wyślizgnęło się z jej rąk i z hukiem upadło na podłogę, roztrzaskując się na milion kawałeczków. Zaklęła pod nosem i zabrała się za zbieranie kawałków szkła.
- Pokaleczysz się. - usłyszała ciepły głos Daniela tuż nad nią. - Ja to pozbieram. - dodał nachylając się.
- Zostaw to. - warknęła. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. - wyrwała z jego rąk zmiotkę i nerwowo zabrała się za zmiatanie odpadów. - Myślałam, że seks w ciąży jest niedopuszczalny. - dodała po chwili namysłu. Jej ton głosu sprawił, że Daniela przeszły ciarki. Jeszcze nigdy nie słyszał u niej takiej ironii pomieszanej ze złościć. Natomiast dziewczyna była obojętna na wszystko, chciała tylko w jakiś nieznaczny sposób dać mu znać, że nie było jej miło, gdy musiała tego słuchać. - W sumie seks z osobą, której się nie kocha jest jak dupczenie się z dziewczyną lekkich obyczajów, czyż nie? - uśmiechnęła się.
- Przestań. - powiedział cicho.
- Zastanawiam się, czy facetom staje na widok każdej laski, czy..
- Przestań! - podniósł głos.
Dziewczyna zamilkła. W pomieszczeniu słychać było tylko wrzucanie szkła do woreczka. Kiedy skoczyła wstała, on tak samo. Odwróciła się, by położyć zebrane szkło na blacie, a wtedy on przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Była zdziwiona, zła na niego, ale było jej dobrze w jego objęciach.
- Puść mnie. - warknęła wyrywając się z uścisku blondyna i zostawiła go samego w kuchni..
Było około osiemnastej, kiedy Daniel wyszedł na spotkanie z kolegami, a ona w końcu mogła poczuć się swobodnie. Po tym, co się stało, jakoś nie mogła odnaleźć się w jego towarzystwie. Na dodatek obrzydzał ją fakt, że jeszcze kilka godzin temu była tutaj jego dziewczyna, a on poszedł z nią do łózka jak gdyby nigdy nic. Westchnęła, osuwając się na miękką kanapę i wzięła do rąk zeszyt. Miała zamiar pouczyć się trochę przed zbliżającymi się wielkimi krokami egzaminami. Postanowiła, że wyprowadzi się od chłopaków zaraz po ich zdaniu, a tym samym podziękuje im za wszystko i na zawsze zniknie z życia. Po prostu. Żeby było łatwiej i jej, i chłopakom.
Jednakże kilkanaście minut później stało się tak, że dziewczyna potrzebowała kilku zakreślaczy i czystą, białą kartkę. Nie chciała, ale musiała, więc wstała i udała się do pokoju blondyna, u którego dostrzegła kiedyś komplet potrzebnych jej pisaków. Uchyliła drzwi, skrzywiła się na widok rozwalonego łóżka, a w jej głowie zaświtała wizja tego, co się na nim działo. Nie chciała o tym myśleć, ani tego oglądać. Podeszła do szuflady w biurku, w którym miała nadzieję, że znajdzie to co chce i otworzyła ją. Prócz opakowania pisaków było tam jeszcze kilka ołówków, drobnych monet oraz małych, zapisanych karteczek. W momencie, gdy wyciągała markery do upakowania przyczepiła się jedna z karteczek. Z ciekawości wzięła ją do rąk zaraz po odklejeniu.
- Martin.. - wyszeptała wyciągając w jego stronę dłoń.
- Przepraszam cię za wszystko. - odpowiedział również szeptem, ucałował jej skroń i rozpłynął się, jak kamfora...
Ze snu wyrwał ją trzask drzwi wejściowych. Oderwała twarz od miękkiej poduszki i przekręciła się na plecy. Serce waliło nierównomiernie, a przed oczyma widziała twarz Martina. Słowa, które zostały wypowiedziane we śnie wciąż chodziły po jej głowie. Na początku była wdzięczna, że wyrwała się ze snu. Lecz z drugiej strony, gdyby się nie obudziła to może znalazłaby odpowiedź za co takiego została przeproszona.
Dziewczyna zrzuciła z siebie zielony koc, po czym opuściła swój pokój w celu udania się do kuchni i napicia się szklanki wody, której potrzebowała, by nawilżyć zaschnięte gardło. W pomieszczeniu aktualnie znajdował się blondyn. Siedział, a raczej w połowie leżał na stole i mruczał coś pod nosem. Wyjęła z szafki szklankę najciszej jak tylko się dało, ale naczynie wyślizgnęło się z jej rąk i z hukiem upadło na podłogę, roztrzaskując się na milion kawałeczków. Zaklęła pod nosem i zabrała się za zbieranie kawałków szkła.
- Pokaleczysz się. - usłyszała ciepły głos Daniela tuż nad nią. - Ja to pozbieram. - dodał nachylając się.
- Zostaw to. - warknęła. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. - wyrwała z jego rąk zmiotkę i nerwowo zabrała się za zmiatanie odpadów. - Myślałam, że seks w ciąży jest niedopuszczalny. - dodała po chwili namysłu. Jej ton głosu sprawił, że Daniela przeszły ciarki. Jeszcze nigdy nie słyszał u niej takiej ironii pomieszanej ze złościć. Natomiast dziewczyna była obojętna na wszystko, chciała tylko w jakiś nieznaczny sposób dać mu znać, że nie było jej miło, gdy musiała tego słuchać. - W sumie seks z osobą, której się nie kocha jest jak dupczenie się z dziewczyną lekkich obyczajów, czyż nie? - uśmiechnęła się.
- Przestań. - powiedział cicho.
- Zastanawiam się, czy facetom staje na widok każdej laski, czy..
- Przestań! - podniósł głos.
Dziewczyna zamilkła. W pomieszczeniu słychać było tylko wrzucanie szkła do woreczka. Kiedy skoczyła wstała, on tak samo. Odwróciła się, by położyć zebrane szkło na blacie, a wtedy on przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Była zdziwiona, zła na niego, ale było jej dobrze w jego objęciach.
- Puść mnie. - warknęła wyrywając się z uścisku blondyna i zostawiła go samego w kuchni..
Było około osiemnastej, kiedy Daniel wyszedł na spotkanie z kolegami, a ona w końcu mogła poczuć się swobodnie. Po tym, co się stało, jakoś nie mogła odnaleźć się w jego towarzystwie. Na dodatek obrzydzał ją fakt, że jeszcze kilka godzin temu była tutaj jego dziewczyna, a on poszedł z nią do łózka jak gdyby nigdy nic. Westchnęła, osuwając się na miękką kanapę i wzięła do rąk zeszyt. Miała zamiar pouczyć się trochę przed zbliżającymi się wielkimi krokami egzaminami. Postanowiła, że wyprowadzi się od chłopaków zaraz po ich zdaniu, a tym samym podziękuje im za wszystko i na zawsze zniknie z życia. Po prostu. Żeby było łatwiej i jej, i chłopakom.
Jednakże kilkanaście minut później stało się tak, że dziewczyna potrzebowała kilku zakreślaczy i czystą, białą kartkę. Nie chciała, ale musiała, więc wstała i udała się do pokoju blondyna, u którego dostrzegła kiedyś komplet potrzebnych jej pisaków. Uchyliła drzwi, skrzywiła się na widok rozwalonego łóżka, a w jej głowie zaświtała wizja tego, co się na nim działo. Nie chciała o tym myśleć, ani tego oglądać. Podeszła do szuflady w biurku, w którym miała nadzieję, że znajdzie to co chce i otworzyła ją. Prócz opakowania pisaków było tam jeszcze kilka ołówków, drobnych monet oraz małych, zapisanych karteczek. W momencie, gdy wyciągała markery do upakowania przyczepiła się jedna z karteczek. Z ciekawości wzięła ją do rąk zaraz po odklejeniu.
Martin Solberg
Carl berner-kjelleren
11.10.2014, godz. 16
Usiadła na krześle, gdyż przeczytanie imienia i nazwiska wywołało u niej wspomnienia. Bolesne wspomnienia. Od razu pomyślała, że tutaj chodziło o jej chłopaka, ale w Norwegii na pewno znalazło by się kilku innych osób, które nazywają się tak samo. Jednak zastanawiało ją jeszcze coś, a mianowicie data. Przeddzień śmierci jej ukochanego...
~Daniel~
- Wpadłeś po uszy, stary. - skwitował nieźle podpity Fannis, po czym wystawił dłoń i zawołał kelnerkę. Blondyn przeniósł wzrok na podążającą w ich stronę długonogą, czarnowłosą piękność ubraną w dość skąpy strój. Uśmiechnął się. - Jeszcze raz to samo. - powiedział Norweg, a dziewczyna pokiwała głową i odeszła. Jeszcze przez moment obaj patrzyli na jej półnagi tyłek i ślinili się, jak wygłodniałe psy. - Ale mówisz, że zazdrosna była? - zmienił temat.
- Na taką wyglądała. - odpowiedział.
- Czyli, że pewności nie masz.
- Fannemel, jak ty męczysz. - jęknął.
- Pomagam. - poprawił go. - No to weź laskę na Karaiby, zafunduj jej masę atrakcji, a sama ci do łóżka wskoczy. No i jaki ty problem masz?
- Nie chce, żeby wskoczyła mi do łóżka, tylko żeby zobaczyła, że mi na niej zależy. - wybełkotał.
- Doprowadzisz ją do orgazmu trzy razy w jedną noc, to zobaczy to na bank. - zaśmiał się Anders.
- Gdybym wiedział, że będziesz dawał seks porady to poprosiłbym o pomoc Stjernena. - mruknął Daniel, zasłaniają twarz dłońmi.
- Stjernen ma żałobę. - powiedział. - Nic, a nic by ci nie doradził. Ale masz mnie staruszku i wujek Fannemel na wszystko zaradzi. - Fannis klepnął go z całej siły w plecy tak, że się wyprostował i skrzywił. - A teraz uśmiech na mordę i kultura, bo pani z piwem idzie. - dodał.
~Johann~
- Panie Forfang.. - lekarz na siłę starał się uspokoić rozhisteryzowanego Norwega. - Niech pan się nie załamuje, trzeba żyć...
- Niech się pan zamknie. - warknął Johann. - To nie może być prawda... - powiedział sam do siebie. - Nie.. - pokręcił głową siadając na łóżku.
- Poprosiliśmy psychologa, by porozmawiał z panem na ten temat i przedstawił wszystkie plusy..
- Plus?! Jakie masz pan tutaj plusy? - krzyknął. - Co jest fajnego w tym, że umieram?!
- Nie umiera pan..
- Jeszcze. - skwitował.
- Szukamy dawcy, jest pan pierwszy na liście oczekujących. Naprawdę ma pan wielkie szanse na wyleczenie swojego serca. - powiedział lekarz.
Johann pokręcił głową niedowierzając w jego słowa. Był świadom tego, że to koniec. Był przekonany o tym, że umrze. Bo mało co słyszy się o ludziach, którzy doczekali się przeszczepu serca. Zakochanego serca, pomyślał.
- Ile mi zostało? - zapytał.
- Nie mogę panu mącić w głowie...
- Ile mi do cholery jasnej zostało czasu! - ponownie uniósł głos, a biedny doktor aż skulił się na krześle widząc furię wymalowaną na twarzy chłopaka.
- Gdyby przyszedł pan na badania miesiąc wcześniej to może udałoby nam się jakoś...
- Przejdź pan wreszcie do konkretów, dobra?
- Niespełna dwa miesiące. - odparł mężczyzna.
W jego głowie pojawiła się wizja jego własnego pogrzebu, płacząca Carina, smutny Daniel, szczęśliwa z tego powodu rodzina oraz cała kadra, która na moment przestała bawić się w bandę dzikusów. Zaśmiał się, gdy wewnętrzny głos zaczął naigrawać się z jego idealnego ostatniego pożegnania. Nawet przez chwilę siedział na łóżku i uśmiechał się do podłogi. Czemu? Nie wiedział. Lecz po chwili pokręcił głową i wybuchł płaczem, powtarzając co chwila, że nie chce umierać...
~Daniel
Przestąpił próg mieszkania, po czym zapalił światło i zdjął kurtkę. Po chwili usłyszał dochodzącą z salonu rozmowę. Niepewnym krokiem udał się do pomieszczenia i zobaczył Carinę, a przy jej boku siedzącą Annikę. Obie śmiały się wniebogłosy i popijały wino z butelki. Chłopak bez namysłu podszedł do swojej dziewczyny i wyrwał jej butelkę, gdyż stanowczo był przeciwny piciu alkoholu w ciąży.
- No ej! - oburzyła się brunetka. - Nie ruszaj tego. - na siłę starała się wyrwać zabraną rzecz z jego rąk, lecz na darmo. Odstawił butelkę na szafkę i popatrzył na chichoczące dziewczyny.
- Nie pozwolę ci na trucie naszego dziecka. - powiedział ostro.
- Mojego dziecka, Danielku. - zaśmiała się. - Mojego.
- Sama sobie go nie zrobiłaś. - powiedziała Carina. - Chociaż cholera cię wie, co ty potrafisz.
- Ann, chodź do mojego pokoju, położysz się. - powiedział spokojnie.
- Tak Danielku, dziecko nie jest twoje tylko moje... - przerwał jej nagły napad czkawki. - moje i takiego jednego przystojniaka. - dodała.
- Stanowczo za dużo wypiłaś. - stwierdził podchodząc do dziewczyny.
- Zdradziłam cię z twoim dilerem, skarbie. - powiedziała. - Pamiętasz? Głupie pytanie, kto by nie pamiętał Martina!
Spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem, choć była w stanie lekkiego upojenia alkoholowego, to jakieś wątpliwości zaczęły go dopadać. Przypomniał sobie czasy, gdy okazyjnie kupował od mężczyzny rozweselające proszki dla siebie i kolegów oraz moment, gdy przedstawił go swojej dziewczynie. Powinien był zadać sobie pytanie, czy byłaby do tego zdolna, ale nie musiał, bo znał odpowiedź i była ona twierdząca. Gorzej jednak zdziwiła go reakcja blondynki, która popatrzyła na ich dwójkę z szokiem w oczach i po chwili wybiegła z pomieszczenia..
Od autorki:
Cześć i czołem! Rozdział jako taki jest.
Jeszcze około dwóch/trzech i żegnamy się z tą historią, wiecie? :/
BTW: kto z Was wybiera się na LGP, skąd dokładnie i czym? :)
Wszystkiego Najlepszego dla tego oto Pana ;)
Świetny rozdział, tak jak każdy. Przepraszam, że nie komentowałam, ale poprostu niedawno go znalazłam. Prze cudownie piszesz + wspaniała fabuła. Ciesze się, że nie jest to następne tępe romansidło, których mam dość! :D
OdpowiedzUsuńJa się wybieram na LGP, ale się waham. Mieszkam w Kielcach, to mój pierwszy raz na konkursie skoków. Troche się boję. Sama pośród tych piszczących fanek nie napywa optymizmem :) A ty?
Pozdrawiam, Is
Ani mi się waż:
OdpowiedzUsuńa) kończyć tej historii
b) uśmiercić Johanna
c) doprowadzić focha Cariny na wszystko
Serio!? Serio Martin diler?? Biedna Carina... To teraz będzie niezłe bagno, bo Martin zdradził Carcie, Johann umiera i ogólnie wszystko się psuje ...
Rozdział świetny <33
Ja się wybierałam, ale wypadło mi wesele i ślub znajomej także super... Bo pewnie nawet konkursu nie obejrzę... Ale jechałabym z Wawy, z tatą samochodem na jeden dzień;) Jesteś może z Warszawy lub okolic?? :))
Pozdrawiam gorąco:**
Ps.: Mam nadzieję, że z tym końcem to Prima Aprilis ;D
Muszę Cię zmartwić, bo Prima Aprilis to to nie jest, ale pozostaję jeszcze na drugim blogu i w planach mam już następne opowiadanie, więc spokojnie możesz wpadać, jeśli chcesz! :D
UsuńTak się składa, że z okolic Lublina ;)
Nie, nie wierzę!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze jak to koniec historii, że zostało kilka rozdziałów i koniec? Proszę cię! Nie kończ tego!
Po drugie: Jak to Johann chory?, dziewczyno nie rób mi tego. On nie może umierać, musi żyć. Ma dla kogo.
Zaciekawiła mnie końcówka. Jednak Daniel i jego dziewczyna znali Martina, ale czy to prawda, że jest ojcem dziecka Anniki ?
Kurczę namieszałaś.
A tak po za tym to rozdział świetny !
Pozdrawiam i weny życzę :*
JEJKU, JAK JA PO PROSTU KOCHAM TEGO PACANA FANNEMELA.
OdpowiedzUsuńTe jego teksty, 'zabierz na Karaiby' haha, boże! Czemu zawsze przy jego kwestiach muszę się tak głośno śmiać?
Daniel i Carina..zagadka ciągle nierozwikłana. Nasuwają mi się bardzo rozmaite myśli do umysłu,ale wolę nie zapeszać, bo może naprawdę któryś z nich okaże się prawdą w twoim wydaniu. Natomiast tę dwójkę coś do siebie ciągnie, widać to. Daniel próbuje na siłę o niej zapomnieć i udowodnić, że kocha inną. To nie jest proste, trudno nam jest zapomnieć o najważniejszej osobie w naszym życiu. Carina jest bardzo natomiast zazdrosna i to też widać, nawet gołym okiem. Studiuje psychologię, więc powinna wpaść na pomysł, że szczera rozmowa z blondynem może jakoś złagodzić ten konflikt. Konflikt o miłość. Co innego muszę powiedzieć o Johannie. On na tym wszystkim cierpi najbardziej: Carina nie odwzajemnia jego prawdziwych i szczerych uczuć, rodzina go nie szanuje, a sam powoli..ej! Przecież ty nie możesz go uśmiercić?! Dlaczego ty to nam robisz?! On ma żyć, jest najcudowniejszy w tym opowiadaniu! Taki szczery, wrażliwy! I jeszcze ciężko chory. Dlaczego najcudowniejsi ludzie mają najgorzej w życiu? Idiotyzm natury ludzkiej, jak Boga kocham..
O co może chodzić z Martinem? Jaki do cholery diler? O kurczę, jeszcze dzień przed śmiercią te spotkanie z Danielem..Przecież on miał wypadek chyba, tak? O Boże, tylko nie to..
A co do LGP to jadę i ja! A przyjadę aż z nad morza, a dokładnie z Kołobrzegu. Pozdrowionka :*
Jak dwa, trzy rozdziały i koniec? :(
OdpowiedzUsuńJohann chory... Załamałaś mnie. Przecież on musi z tego wyjść i żyć! Tym bardziej, że ma dla kogo. Martin dilerem? O.o Za dużo tego wszystkiego na raz. Fannis! Jezu, kocham go ;) I ty chcesz teraz kończyć tą historię? Nie zgadzam się na to :) Końcówka mnie zaciekawiła, ale i trochę zmartwiła...
Prawdopodobnie będę na LGP, z Poznania, ale to jeszcze nic pewnego ^^
Buziaki :**
Ej zbyt dużo dołujących faktów jak na jeden rozdział. Po pierwsze to nie zgadzam się na żaden koniec. Nie chcę się rozstawać z tą historią, a przede wszystkim z bohaterami.
OdpowiedzUsuńPo drugie ani mi się waż mordować Johanna. Co on ci biedny zawinił? Ma jeszcze całe życie przed sobą!
Po trzecie Cariny zasługuje na jak największe współczucie. Chyba nie ma nic gorszego niż dowiedzieć się tak okropnych rzeczy po śmierci ukochanej osoby, którą kochało się bezgranicznie i było się pewnym, że ta osoba też nas kocha. Jakie życie potrafi sprawiać niespodzianki, w dodatku niekoniecznie przyjemne...
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny :*