niedziela, 5 kwietnia 2015

Epilog

Kilka miesięcy później | skocznia Holmenkollbakken | zawody PŚ
________________________________

Obserwowała, jak jej przyjaciel właśnie zajął miejsce przeznaczone dla lidera i szeroko uśmiechał się do kamery. Sama uśmiechnęła się pod nosem, bo widziała, że jest szczęśliwy. W jego życiu powoli zaczynało się układać, a to za sprawą drobnej brunetki, którą poznał podczas otwartego treningu dla kibiców. Był w pełni szczęśliwy, a także wdzięczny Carinie za to, że pokazała mu znaczenie miłości, ale nie dała się zdobyć. Bo priorytetem dla niego była przyjaźń z Johannem, którego nie chciał zranić. Mimo uczucia, jakim darzył dziewczynę, nie mógł odebrać jej swojemu przyjacielowi, bo obowiązywała ich zasada: kto pierwszy, ten ma drogę wolną.
Zapewne gdyby nie szczera rozmowa chłopaków, to już dawno wyjechałaby z Norwegii, by zapomnieć o tym co było, by i oni zapomnieli. Ale w życiu czasem bywa tak, że wszystko się kończy dobrze. I Carina coś o tym wiedziała. 
Bo właśnie spojrzała w bok i zobaczyła piękne tęczówki swojego chłopaka, które witały ją każdego poranka, które dawały tyle radości i w których widziała miłość, troskę i zaufanie. Szatyn uśmiechnął się i przytulił mocno do siebie. Kochała go. Uświadomiła sobie to uczucie dopiero wtedy, gdy doszło do niej, że może go stracić. I pomyśleć, że w życiu musi stać się jakaś tragedia albo wydarzenie, które da nam wiele do myślenia. 
- Kocham cię. - wyszeptała składając na jego ustach czuły pocałunek. 
- Ja też się kocham. - uśmiechnął się szeroko. - Kocham się za to, że mam takie cholerne szczęście, jak ty. - powiedział. 
- No proszę was, nie migdalcie się na środku placu! - usłyszeli radosny głos przechodzącego obok Fannemela. - Damski jest wolny, jak chcecie to polecam. - poruszał zabawnie brwiami, po czym zarzucił na ramię swoje narty i udał się na skocznię.
- Kusząca propozycja. - wyszeptał wprost do jej ucha, wywołując tym samym u niej ciarki. 
- Nie możesz się przemęczać, pamiętasz? - odsunęła się od niego i puściła oczko. - Nie mam zamiaru narażać się twojemu lekarzowi. - dodała.
Chłopak z uśmiechem przekręcił oczyma i ponownie przytulił do siebie blondynkę. 
- Jak tak na was patrzę, to czuję, że muszę zacząć oszczędzanie na wesele. - powiedziała stojąca nieopodal matka Cariny. Oderwali się od siebie i spojrzeli na nią. - Chyba nie zaprzeczycie. - zaśmiała się. 
- Zaprzeczymy. Johann to duże dziecko, mamo. - dziewczyna zostawiła swojego chłopaka i podeszła do matki. - A mi się nie śpieszy do matkowania. - dodała. 
- Pani jej nie wierzy. - nagle znikąd pojawił się uśmiechnięty Daniel. - Ja nie mogę spać po nocach przez te ich zabawy. - jęknął. - A to się kneblują, a to piszczy jedno przez drugie, a to Johann wrzeszczy na pół domu, że jest mu dobrze, a to Carina chce więcej... - zaczął wyliczać, a z każdym kolejnym słowem Johann i Carina robili się bardziej czerwoni na twarzy. 
- Chyba czas poszukać jakiegoś mieszkania. - szepnął Johann i ucałował swoją dziewczynę w skroń, mocno do siebie przytulając.

****

Troje młodych ludzi, którzy nie do końca wiedzieli czego od życia chcą. Którym życie stawiało na drodze wiele niespodziewanych zwrotów akcji, kilka problemów, chwil uniesień, zawodów, łez. Pomimo złych kontaktów z matką Carina w końcu odnalazła z nią wspólny język. Jednakże do czego musiało dojść, by obie w końcu doszły do porozumienia. Czy tu aby na pewno potrzebna była choroba Johanna? Czy bez tego nie pogodziłyby się? Mniej szczęścia od niej miał jej chłopak, którego rodzina kompletnie olała. Choroba dziecka powinna zmienić podejście najbliższych, sprawić, że relacje ulegną zmianom. Niestety w jego przypadku to nie było możliwe. Żal żywiony do niego za nic wziął górę nad rozumowaniem rodziców. Stwierdzenie, że z rodziną wychodzi się ładnie na zdjęciu, jest w stu procentach odpowiednie do jego sytuacji. Daniel? Daniel był osóbką, która nie znała miłości. Był z dziewczyną, która ciągnęła od niego korzyści materialne, która zdradziła go ze zmarłym chłopakiem osoby, która pokazała mu znaczenie miłości. 
 Czasem popełniamy w życiu wiele błędów, ale zastanówmy się nad tym, ile błędów popełniła ta trójka, która nie wiedziała czego chce. Bo tych błędów było sporo na każdym kroku. 
W ich przypadku jedno znaczyło wiele dla drugiego, ale..
Nie możesz być wszystkim dla każdego.

The end...

Ostatni wpis od autorki na tym blogu..
To opowiadanie było moim debiutem, pierwszym pisarskim dzieckiem, dlatego też cholernie ciężko mi się z nim rozstać. Starałam się by epilog oddał choć trochę uczuć, jakie kierowały mną podczas jego pisania. Nie wiem, czy mi się to udało. Nie zamierzam się nad tym zastanawiać, gdyż łezka się w oku kręci na wieść, że to koniec. 
Z całego serca chciałabym podziękować: Agata Grzesik, Colly, Aleksandra Nowek, Anette 15, Alexandra Terrible za wszystkie ciepłe słowa, za docenienie mojej pracy, za motywowanie mnie do działania, za śledzenie losów tych bohaterów. Jesteście najlepsze! 
Oczywiście dziękuję też innym osobom, które wpadały na bloga i zostawiały po sobie ślad. Dziękuję czytelniczkom, które nie komentowały, ale czytały. Dziękuję za tyle wejść, których liczba ciągle wzrasta. 
Dziękuję.
Jeśli mogłabym mieć do Was prośbę, to chciałabym by każdy (lub większość) kto czytał, niech zostawi po sobie ślad w postaci komentarza. Chciałabym zobaczyć, dla kogo pisanie tego bloga sprawiało mi przyjemność. 
Jestem także tutaj: jego spojrzenie...

Pozdrawiam i zapraszam do czytania opowiadań wspomnianych wyżej!
Buźka! ;*



piątek, 3 kwietnia 2015

11. Pomóż mu..

~Carina~

Naciągnęła na uszy zimową czapkę, wysiadając z auta Daniela. Chłopak zgasił silnik i oparł się o zagłówek, podczas gdy ona walczyła z zaspami, które usypane były przed dojściem do domu jej matki. Kobieta zachowała się perfidnie i egoistycznie, ale Carina nie potrafiła taka być. Wiedziała, że musi być przy swojej matce, gdy jest w ciężkiej sytuacji, a nie odwracać się do niej plecami. Dla niej podstawą była pomoc ludziom, którzy tego wymagali. Nawet jeśli pomoc zostałaby nieodwzajemniona i wszystko potem wróciło do normy.
Drzwi były otwarte, więc weszła do niedużego budynku, po czym rozebrała się i niepewnie weszła w głąb domu. Usłyszała szloch dochodzący z kuchni, więc w tamtą stronę się udała. Jej matka siedziała zapłakana przy stole. Blondynce zrobiło się jej jeszcze bardziej żal, gdyż nie widziała matki w takim stanie nigdy, nawet po śmierci swojego ojca.
- Mamo. - szepnęła podchodząc bliżej niej. 
Kobieta odsłoniła zapłakaną twarz i szybko zatopiła się w ramionach córki. 
- Uspokój się. - szeptała gładząc ją po plecach. 
Dziewczyna doskonale wiedziała w jakim stanie i jak się czuje jej matka. Wszak sama przeżyła śmierć swojego ukochanego, który, jak się okazało, oszukiwał ją przez większość czasu. 
- Porozmawiamy? - zapytała odsuwając się od płaczącej kobiety. - Opowiedz mi wszystko od początku. - rzekła siadając na stołku i ujmując w dłonie dłoń swojej matki. 
- Pokłócił się z Andreasem. - powiedziała. 
- O co? - zapytała. - Tak w ogóle gdzie on jest? 
- Andreas chciał od niego pieniędzy, nakłaniał do sprzedania domu, potem motocyklu.. Tobias jeszcze dziś rano stał w tych drzwiach. - zaniosła się płaczem. Zasłoniła twarz drugą ręką i cicho szlochała w rękach. 
- Gdzie jest Andreas? 
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Zniknął z naszymi pieniędzmi, które trzymaliśmy w domu. Miałaś rację, że to zwykły drań i kryminalista. - przyznała. - A ja głupia stałam za nim murem, broniłam, bo był ukochanym synkiem Tobiasa.. Córeczko, tak bardzo mi wstyd.. - wyszlochała. 
Przymknęła oczy, które w tym momencie zaszły łzami. Nie była gotowa na tego typu wyznania, a na wyłączne pocieszanie swojej matki. 
- Jak to się stało? - zapytała. 
- Był zdenerwowany, a zawsze jak był w takim stanie to wsiadał na swój motocykl i jechał przed siebie.. - westchnęła. - Na drogach jest szklanka, to nie jest odpowiednia pogoda na przejażdżki motocyklem.. Wpadł w poślizg. - zakończyła. - Jego serce bije, ale mózg nie.. I nic nie da się zrobić...
- Tak mi przykro. - powiedziała dziewczyna. 
- Powinnam zająć się przygotowaniem pogrzebu, załatwianiem wszystkich formalności, a ja zanoszę się płaczem i zastanawiam, czy wyrazić zgodę na to, by jakiś chłopak dostał jego serce.. 
Szerzej otworzyła oczy. Przez myśl przemknęła jej tylko jedna osoba, która właśnie w tym momencie potrzebowała takiego serca do życia. 
- Jaki... Jakiego chłopaka? - zapytała Carina. 
- Doktor powiedział, że jest młody, a reszty danych dowiem się, jak zdecyduję się na przeszczep. - odparła. - Nie chcę żeby jakiś smarkacz nosił w sobie serce mojego męża. - otarła rękawem spływającą po policzku łzę. 
- Pomóż mu.. - wyszeptała dziewczyna ślepo patrząc się w obrazek wiszący na ścianie. - Proszę cię, pomóż mu.. - przeniosła wzrok na kobietę. - On nie może umrzeć, mamo. - wyznała. 
- Znasz tego człowieka? - przytaknęła. - Skąd? 
- Johann pomógł mi wtedy, kiedy zostałam na lodzie i nie miałam nikogo. - kobieta ścisnęła dłoń swojej córki, gdy ta schyliła głowę i z jej oczu popłynęło kilka łez na tamto wspomnienie. - Jest dla mnie... kimś ważnym. 
Dziewczyna poczuła wyraźną ulgę, gdy te dwa słowa przeszły przez jej gardło. Do tej pory nie miała komu o tym powiedzieć, ale też sama nie była pewna. Dopiero gdy dowiedziała się o tym, że Johanna czeka śmierć wszystko powoli zaczynało do niej dochodzić. Przejrzała na oczy i dostrzegła wszystkie jego walory, dobre cechy. W końcu, jak sama przyznała, był dla niej kimś ważnym, a także pomógł, gdy nie miała nikogo obok siebie. Jednakże męczyły ja cholerne wyrzuty sumienia, bo pierwszy raz w życiu kochało ją dwóch chłopaków, których przyjaźń do tej pory zwyciężała wszystko, a teraz pojawiła się ona - która kocha jednego, a nie chce skrzywdzić tego drugiego..

~Daniel~

Zaraz po tym, jak dostał esemesa od blondynki, która napisała, że wraz z matką jedzie załatwiać wszystkie formalności, ruszył spod białego domu i pojechał prosto do Andersa. Potrzebował wygadać się komuś, kto choć papla nie od rzeczy - nie wyda go.
- Już się stęskniłeś? - roześmiany Fannemel przetarł oczy dłonią i wpuścił kolegę do środka.
- Masz piwo? - zapytał zdejmując kurtkę.
- Piwa nie, ale jakiegoś łiskacza pewnie mam. - odparł.
- Super. Dawaj. - ponaglił go blondyn i wszedł do salonu. Zrobił sobie miejsce na kanapie poprzez przesunięci pustych pudełek po pizzy i wygodnie oparł się o oparcie. - Długo mam czekać? - jęknął.
- Cholera, to nie bar, poczekaj chwile! - krzyknął starszy Norweg gdzieś z oddali. - Chcesz lód?
- Może być. - odpowiedział.
- No to co cię do mnie sprowadza? - zapytał wchodząc do pomieszczenia z tacą, na której stała butelka, szklanki i miska z lodem. - Czekaj, niech zgadnę. - podrapał się po brodzie w geście zamyślenia. - Carina?
- Już mało brakowało, a byłaby moja.. - westchnął, opróżniając szklankę z alkoholu.
- Mówiłem ci, że Karaiby to dobry pomysł? To nie. Nie słuchasz mnie nigdy.
- Bo co z nią mam robić na Karaibach? Tarzać się w pisaku? W morzu utopić, jak da mi kosza?
- Przelecieć ją raz, a porządnie i się zakocha! - przewrócił oczyma. - Taki duży chłopak, a taka dupa wołowa.
- Powiedział Fannemel, który nie ma dziewczyny. - odparł.
- Z Anniką ci się udało. - zignorował jego uwagę.
- Annika wepcha dupę do łóżka każdemu, kto ma kilka zer na koncie i jest przystojny. Carina taka nie jest. - westchnął. - Chociaż wczoraj prawie by do tego doszło...
- Stary, opowiadaj! - Fannis wziął do ręki butelkę i patrząc z zaciekawieniem na kolegę, nalał do jego szklanki trochę cieczy.
Blondyn w skrócie zabrał się za opowiadanie wszystkiego, a tamten siedział i słuchał go z zaciekawieniem.
-... sąsiadka zapukała do drzwi i się skończyło. - dokończył. - Potem udawała, że mnie nie widzi i poszła spać.
- No to problem, rzeczywiście. - powiedział. - Zabierasz się do niej, jak pies do jeża!~
- Bo to jest typowy jeż! Jak dotkniesz to ukłuje, a jak dasz sobie spokój to i tak będzie zwracać na siebie uwagę... Jeszcze Forfang..
- Co Forfang?
- Gdybyś nie przylazł dziś i nie dzielił się radosnymi nowinami, to byłaby szansa na wyciągnięcie jej do kina, na zakupy, cokolwiek. - powiedział. - Wiem, że to nie fair w stosunku do Johanna, ale dobrze mi się z nią mieszkało, jak jego nie było. Przynajmniej lepiej się z nią porozumieć było można, a tak to łazi przy niej, ciągle zagaduje i głupi ma nadzieję, że z nią będzie.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie cieszysz się z tego, że Johann ma dawcę? - spojrzał podejrzanie na młodszego Norwega. - Daniel, co jak co, ale przesadzasz.
- A od kiedy ty się taki poważny zacząłeś robić, co?
- Po prostu to chamskie, Tande.
Przekręcił oczyma. Bo Fannemel miał rację, jak zawsze. A on był zazdrosny i zły na swojego przyjaciela, choć ten nie robił niczego przeciw niemu..

~Carina~

Dziewczyna wraz z matką siedziała na korytarzu przed salą, w której leżał Forfang. Kurczowo zaciskała dłonie na krześle i biła się z wszystkimi myślami, jakie tylko siedziały w jej głowie. Jej matka zaś stała tyłem do niej, czytała jakieś ulotki, by na chwilę zapomnieć o dzisiejszym wydarzeniu. W sali lekarz rozmawiał z Johannem, którego, jak się okazało, stan uległ pogorszeniu. Blondynka bała się o niego, ale bała się też o to, że jej matka nie wyrazi zgody. Rozmawiała z nią na ten temat sporo czasu, nie miała jednak pewności, czy kobieta wyrazi zgodę, czy znów pokaże swojej córce, że nie ma serca na ludzką krzywdę. 
Po dwudziestu minutach z sali wyszedł lekarz. Uśmiechnął się przyjaźnie do siedzącej blondynki, a potem podszedł do jej matki i mówił do niej cichym, spokojnym głosem. 
Carina nie czekała na wiele i weszła do sali chłopaka. Leżał podpięty do kilku aparatur, których dźwięk raził w uszy. Wyglądał na wesołego, gdy ją zobaczył, ale za dobrze zdążyła go poznać, by nie zobaczyć bólu na jego twarzy. Pierwsze co zrobiła to mocno ścisnęła jego dłoń i nachyliła, by ucałować go w policzek. Zdziwiło ją to, że chłopak odkręcił głowę w drugą stronę i milczał. 
- Panie Forfang. - powiedział lekarz. Dziewczyna w osłupieniu usiadła na stojącym obok łóżku i zerknęła na swoją matkę, która nie wiedziała jak ma się zachować. - Pani Lauro, to właśnie Johann. Johann jest chłopakiem, który niezwłocznie potrzebuje serca. - dodał. Szatyn uśmiechnął się blado, lecz uśmiech zginął, gdy spojrzał na Carinę. Dziewczyna czuła, że coś jest nie tak, że jego zachowanie nie jest takie, jakie być powinno. 
- Dzień dobry. - powiedział słabym głosem. 
Lekarz, Johann oraz jej matka oddali się rozmowie na temat jego stanu zdrowia, wszystkich formalności związanych z oddaniem mu serca Tobiasa. Ona zaś nie słuchała ich, lecz swojego wewnętrznego głosu, który przyprawiał ją o wyrzuty sumienia, a także ganił za całe jej zachowanie. 
- Zgadzam się. - stanowczy głos kobiety oderwał ją od zamyślenia. - Jestem ci to dłużna za to, że byłeś przy mojej córce, gdy ja zawaliłam na całej linii. - kobieta ścisnęła jego dłoń i tłumiąc w sobie płacz - wyszła. 
- Będzie dobrze, panie Forfang. - dodał mężczyzna i ruszył w pogoń za matką Cariny. 
- A ty co? - zwrócił się do niej. Spojrzała na niego. - Gdzie zgubiłaś Daniela? - zapytał. - Już ci się znudził i postanowiłaś, że wracasz do punktu wyjścia? 
- Johann, dlaczego...
- Wiem, że go kochasz. - wyznał szeptem. 
- Nie kocham go. - odparła.
- Dlatego nie odwiedziłaś mnie ani razu przez trzy dni? Dlatego sam Fannemel opowiadał mi o tym, jak Tande cię zachwala? Dlatego sam Daniel miał mnie gdzieś i nawet nie napisał esemesa? 
- Johann, proszę cię..
- Ja też cię proszę, Carina. - westchnął. - Zniknij z mojego życia raz na zawsze...

Od autorki:
Moje miłe panny ^^ tak więc to jest ostatni rozdział tego opowiadania.. Czeka nas już tylko epilog i rozstanie z panną Cariną, zakochanym Johannem i niezdecydowanym Danielem. 
Miłego czytania i do napisania!
Buźka ;*

PS. Chciałabym Was serdecznie zaprosić na nowe opowiadanie pt. "jego spojrzenie...", na którym pojawił się pierwszy rozdział. W głównych rolach: Maciek Kot, Krzysiek Biegun, Krzysiek Miętus, Bartek Kłusek i Klemens Murańka! ;*
Będzie się działo.
_________________________________________

czwartek, 2 kwietnia 2015

10. Johannku, ciocia przyszła!

~Carina~

Miłe jest uczucie, gdy wiesz dla kogo żyjesz i po co to robisz. Gdy druga osoba zapewnia cię codziennie o swoich uczuciach, gdy wysyła miliony słodkich esemesów, gdy dzwoni tylko po to, by usłyszeć twój głos. Jeszcze milej jest żyć ze świadomością, że ta osoba kocha tylko nas i gdy zapewnia, że jest się dla niej najważniejszym, to to jest prawdą. Jednakże słodkie do przesadności życie może trwać w nieskończoność tylko w bajkach Walta Disneya. Tylko tam książę kocha swoją księżniczkę, nie zdradza jej, nie oszukuje i żyją sobie za pieprzonymi siedmioma górami, lasami i rzekami. Carina siedziała właśnie na parapecie i patrzyła w oświetlone przez księżyc niebo. Łzy na jej policzkach błyszczały od jego przeraźliwego blasku. Starała się układać wszystkie myśli i ogarniać uczucia jakie teraz władały jej ciałem. Była to złość, zawód, ból, wszystkiego po trochu. Dziewczyna wciąż nie mogła uwierzyć w to, że została zdradzona, że była oszukiwana. I choć nie miała pewności, że wszystkie te przypadki wskazywały na jej ukochanego, to gdzieś w głębi duszy czuła, że to właśnie o niego chodzi. Świadomość, że załamała ją jego śmierć, gdy ten karmił ją kłamstwami bolała jeszcze bardziej.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem i stanął w nich blondyn. Nieśmiało wszedł do środka, a całe światło wpadające z korytarza do ciemnego pokoju natychmiast zgasło i znów wszystko stało się takie puste, smutne, ciemne. Popatrzyła na niego załzawionymi oczyma. Podszedł bliżej, a następnie podał jej kubek ciepłej herbaty, którą dla niej przygotował chwilę wcześniej. Bez słowa przysiadł się obok niej, gdy zrobiła dla niego miejsce na parapecie. 
- Skąd go znałeś? - zapytała cichym, dość słabym głosem.
Wypuścił z ust powietrze, zacisnął pięści na kolanach i schylił głowę. 
- Kumpel polecił mi go, bo nie był drogi. Sprowadzał takie dragi na jakie tylko miało się ochotę, a przy okazji brał za to śmieszną kasę. - wyznał. - Na początku kupiłem trochę, żeby lepiej nam było bawić się na sztywnych bankietach, potem wciągnęło nas jak cholera i chcieliśmy więcej, a dla Martina nie było to problemem.. 
- Dużo o nim wiedziałeś? 
- Jakoś specjalnie się nie zakumplowaliśmy. Nasze relacje ograniczały się do tego, że on miał towar i go przywoził, a ja płaciłem, coś tam pogadaliśmy i tyle.
- Wiedziałeś?
- O czym? 
- Wiedziałeś, że był moim chłopakiem? - przeniosła smutne spojrzenie na blondyna. 
Pokręcił głową.
- Nie miałem pojęcia, że taki koleś jak on może mieć taką dziewczynę.. - powiedział. - Był ćpunem z prawdziwego zdarzenia, czasami wyglądał jakby wstał z grobu. - dodał. - Zresztą szybko umarł i każdy myślał, że to od prochów.
- Był chory. Rak trzustki. - odpowiedziała. - Sądzisz, że marnowałby resztki zdrowia dla brania jakiegoś świństwa? On nie chciał umierać, nie skracałby swojego życia narkotykami.. - z jej oczu znów wypłynęło kilka słonawych łez. Otarła je skrawkiem rękawa od swetra po czym ujęła w dłonie ciepły kubek i napiła się łyka ciepłej herbaty z miodem i cytryną. 
- Johann opowiadał mi co nieco o tobie, gdy cię poznał, wspominał imię twojego chłopaka, ale za nic w świecie nie przyszłoby mi na myśl, że to on... Gdybym wiedział...
- To co? Wyrwałbyś go z grobu? Powiedział mi o wszystkim, by mnie dobić jeszcze bardziej? - przerwała mu. 
- Zrobiłbym wszystko, byś się nie dowiedziała o tym w taki sposób. - odpowiedział. - Dowiedziałaś się o tym z tej kartki, prawda? - skinęła głową.
- Mieliście się spotkać w przeddzień jego śmierci. - skwitowała. - Po co?
- Mieliśmy pogadać o tym, że kończę z jego usługami. Chciałem się wyrwać z tego gówna i przy okazji wyrwać też chłopaków. - powiedział. 
- Spotkaliście się?
- Nie. - zaprzeczył. - Trener zgarnął mnie na dodatkowy trening i napisałem mu, że przełożymy to na następny dzień.. Tylko, że... 
- Umarł. - dokończyła. 
- Przepraszam cię. - popatrzył na nią błyszczącymi oczyma. - Przepraszam... - wyszeptał, zsuwając się z parapetu po czym powoli ruszył w kierunku drzwi. 
Carina bez namysłu wypowiedziała jego imię, na co się odwrócił. W blasku księżyca dostrzegła kilka łez na jego policzkach. Podeszła więc do niego, stanęła na przeciwko i kciukiem otarła słone krople. Stali tak przez chwile patrząc się na siebie. Ona z zapłakaną twarzą, po której wciąż płynęło kilka mokrych stróżek. On ze świecącymi oczyma i lekko wilgotnymi policzkami. Można by rzecz, że wyglądali niczym para dzieciaków z tandetnego serialu. Chłopak po chwili mocno ją do siebie przytulił, ucałował w czubek głowy. Niepewnie objęła go dłońmi w talii i wtuliła w jego tors. Czuła się bezpiecznie, dobrze i miała świadomość, że wyrzuty sumienia już nie są na miejscu. Dlatego po chwili wspięła się na palcach i musnęła jego zaróżowione, ciepłe wargi..

~Johann~

- Johannku, ciocia przyszła! - krzyknął wesoło blondyn, który dopiero co wszedł na salę. 
- Przepraszam pana, ale trwa obchód, więc proszę wyjść na korytarz. - pielęgniarka mierząca ciśnienie szatynowi przerwała swoją czynność i podeszła do Andersa. Na twarzy chłopaka pojawił się firmowy, zalotny uśmieszek. - To nie wesele. Tu zaproszeń nie ma, wypad. - wskazała na duże drzwi. Jęknął, kładąc na stołek siatkę z zakupami i opuścił grzecznie salę. - Dziwnych ma pan znajomych, naprawdę. - stwierdziła.
- Mówi pani o nim, czy o tym, co dziś po południu opłakiwał śmierć kota? - zapytał. 
- Jeden i drugi jest wybrykiem natury. - zaśmiała się. - Ale dobrze, że pan ma klaunów w swoim towarzystwie. To czasem odpręża i oddala od problemów. - kobieta po podaniu zastrzyka chłopakowi spakowała wszystkie rzeczy na tacę.
- Wiadomo coś? 
- Nie, ale proszę być dobrej myśli. - puściła mu oczko i wyszła.
Obciągnął rękawy koszuli po czym nasunął kołdrę do połowy brzucha i przetarł dłonią oczy. Tak bardzo chciał i wierzył w to, że może będzie dobrze, ale z każdą chwilą powoli tracił pewność. 
- Ale laska! - wrzask Fannisa sprowadził go na ziemię. Zerknął jednym okiem na wchodzącego przyjaciela i westchnął. - Jak nałykam się karmy dla kota tak jak ty to też będą mnie takie cizie obsługiwać? - wskazał kciukiem na przechodzącą na korytarzu daną pielęgniarkę i usiadł wygodnie na stołku. 
- Próbuj. - mruknął.
- Coś ty taki ścięty, jak jajko śniadaniowe trenera? - zapytał rozpakowując na stolik sok i kilka owoców. - Banany ci kupiłem. - powiedział. - Tylko do jedzenia, broń Boże do innych użytków. - poruszał zabawnie brwiami.
- Jaki ty głupi jesteś, Fannemel. - jęknął po raz kolejny dnia dzisiejszego. 
- Dość tych komplementów, bo się zarumienię! - przyłożył dłoń do policzka i zrobił minę w stylu Marylin Monroe. - Jak serducho? - zapytał. 
- Nijak. - mruknął. - Przynieś mi lepiej jakieś katalogi z trumnami, bo nie chcę być pochowany w byle czym. 
- W dupie ci się od tego paracetamolu poprzewracało, wiesz? - spiorunował go wzrokiem. - Jak będziemy cię chować to w jakimś odjazdowym naczyniu, a nie w trumnie! Chcesz się udusić? - zaśmiał się. - A tak serio...
- A tak serio to jesteś debilem i stąd wyjdź. - warknął Forfang. 
- Wyluzuj trochę, bo jak się pogniewam to kto ci będzie tyłek chronił przed trenerem? 
- W tym życiu się już raczej z nim nie spotkam. - odpowiedział. 
- A ja coś w kościach czuję, że spotkasz. - ponownie poruszał brwiami. - Stary, trzeba mieć nadzieję, że będzie dobrze! A ty leżysz na tym łóżku, jak fasolka, gapisz się na ten brudny sufit i głupiejesz! 
- Jasne. - skwitował. - Głupieje od kilku dni w szpitalu, a niżeli od kilku lat spędzonych z tobą. - uśmiechnął się ironicznie. 
- Po prostu mam wrażenie, że nie ma w tobie tamtego Johanna. - bronił się. 
- No popatrz ty się, wyszedł ze mnie i uciekł w cholerę. 
- Gdybym mieszkał w tobie to zrobiłbym to samo. - powiedział. - Optymizmu człowieku! Gdybym był jasnowidzem to przewidziałbym ci kiedy wejdzie doktorek i powie....
- Mamy dla pana dobre nowiny! - w sali rozniósł się głos starszego mężczyzny. Johann spojrzał na niego z zaciekawieniem, a także początkującym w nim szczęściem. Anders zaś podrapał się po głowie, zrobił jakąś zamyśloną minę i pstryknął palcami.
- Tak, właśnie to bym ci powiedział. - powiedział. - Ej, ale... Cholera, jestem wróżbitą! 
- Czy mógłby pan wyjść? Chcę porozmawiać z pacjentem. - lekarz zwrócił się do rozentuzjazmowanego Fannemela. - Czas odwiedzin skończył się dwie sekundy temu. - popatrzył na zegarek. 
- Dobra, dobra! Słuchaj doktorka, a ja do Daniela skoczę, ktoś musi mu powiedzieć. - krzyknął i tyle go widzieli.
Johann usiadł po turecku na łóżku, zerknął na mężczyznę. Słuchał go niczym małe dziecko swojego dziadka, gdy opowiada o swojej młodości. Był szczęśliwy, bo to oznaczało, że dostał od losu nową szansę. A tej szansy nie mógł zmarnować i przysiągł sobie, że gdy wszystko będzie dobrze, on będzie starał się pokochać Carinę swoim nowym sercem...

~Carina~

Było około siedemnastej, gdy w całym domu aż dudniło do szaleńczego walenia w drzwi. Oderwała wzrok od składającego swój telefon Daniela i spojrzała na owe drzwi. Wymieniła znaczące spojrzenie z blondynem, który wzruszył ramionami, więc wstała i udała się otworzyć.
- Daniel, no ile można... - zaciął się Fannemel i wypowiedział nieme wow. - Macie może jeszcze z jeden wolny pokój? Mieszkania szukam. - zlustrował od góry do dołu blondynkę i przestąpił próg mieszkania. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i zamknęła drzwi, zaś chłopak zdjął kurtkę i udał się do salonu. - Cześć blondyna, co tam słychać? Stare baby nie chcą zdychać? - rzucił się na kanapę obok niego.
- Jak zwykle zabawny. - stwierdził. - Czego chcesz? Pieniędzy? Nie mam. 
- No dobra, ja wiem, że zawsze przychodzę do ciebie, jak trzeba mi pieniędzy na to i owo... Ale dzisiaj dobre wieści niosę! 
Blondynka usiadła na swoim wcześniejszym miejscu i spojrzała na zwisającego głową w dół Fannemela. Przez myśl przeszło jej, czy ten chłopak kiedykolwiek przestał się cieszyć z byle czego i udawać głupka. 
- Alex daje nam wolne? - zapytał Tande.
- Pudło.
- Znalazłeś sobie dziewczynę? - tym razem zapytała Carina.
- Jeśli masz na myśli siebie to tak. - puścił jej oczko. - Zgadujecie dalej? 
- Nie. - powiedzieli chórem.
- Jest serce dla Johanna. - powiedział.
Na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech i przemknął po niej jakiś cień ulgi. Carina zaś skupiła wzrok na niemym punkcie w szklanym stoliku. Cholernie się cieszyła, była to jedna z najlepszych wiadomości w ostatnim czasie. 
Dźwięk jej telefonu sprawił, że wyrwała się z zamyślenia. Odebrała, nie patrząc na wyświetlacz. Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, ale po chwili usłyszała zapłakany głos swojej matki.
- Tobias nie żyje...

Od autorki:
Chyba za bardzo Was rozpieszczam tym szybkim dodawaniem rozdziałów, ale co tam! Łapcie szczęśliwą (chyba) 10,  a ja życzę miłego czytania! 
PS. czy u Was też zapowiada się zimowa Wielkanoc? ;o

Wesołych Świąt życzę wszystkim ;*


środa, 1 kwietnia 2015

9. Przepraszam cię za wszystko.

~Carina~

Mała dziewczyna trzymała w jednej rączce pluszowego misia, a drugą kurczowo trzymała się maminej dłoni. Pierwszy dzień w przedszkolu był dla niej nie lada wyzwaniem i każde najmniejsze spojrzenie obcych osób sprawiało, że miała ochotę się rozpłakać. Mała blondyneczka puściła dłoń matki i nieśmiałym krokiem weszła do sali, gdzie bawiło się bodajże dziesięcioro dzieciaków, a reszta okupowała krzesełka oglądając bajkę. Rozejrzała się. Wszystko było inne, kolorowe, zupełnie różniło się od jej życia oraz pokoiku, który był mały, nie walało się w nim od zabawek i nie pałało od niego optymizmem. I nagle w sali zgasło światło, a ona zaczęła bać się jeszcze bardziej. Słyszała dziwne szepty, zimne powiewy przyprawiały ją o drżenie. Za wszelką cenę wołała swoją matkę, której nie mogła dostrzec w ciemnościach. "Mamo, mamo, mamo" powtarzała niczym mantrę. Usiadła w miejscu, w którym stała, przytuliła misia i otarła łezki spływające z policzków. A wtedy obok pojawiła się dziwna postać ubrana w dziwne, podarte i stare ubrania. Jej oczy były trupio niebieskie, zimne dłonie zacisnęły się na nadgarstkach dziewczynki. Wtem w oddali zaświeciło się światło, w którego stronę podążała wraz z tajemniczą osobą. Miała nadzieję, że to jej mama. Zaufała jej. Przeszły przez łunę światła, a wtedy stanęła przed lustrem. Wielkim, ozdobionym złotą ramą lustrem, w którym to odbijała się jej osoba ubrana w białą suknię, welon. Czuła się szczęśliwie, a zarazem dziwnie. Jeszcze dziwniej poczuła się, gdy ujrzała idącego w jej stronę mężczyznę. Był coraz bliżej, słyszała coraz głośniejsze kroki, oddech. Stopniowo odsłaniał swą twarz spod czarnej maski karnawałowej. Jej serce przyśpieszyło, nogi zmiękły.
- Martin.. - wyszeptała wyciągając w jego stronę dłoń. 
- Przepraszam cię za wszystko. - odpowiedział również szeptem, ucałował jej skroń i rozpłynął się, jak kamfora...

Ze snu wyrwał ją trzask drzwi wejściowych. Oderwała twarz od miękkiej poduszki i przekręciła się na plecy. Serce waliło nierównomiernie, a przed oczyma widziała twarz Martina. Słowa, które zostały wypowiedziane we śnie wciąż chodziły po jej głowie. Na początku była wdzięczna, że wyrwała się ze snu. Lecz z drugiej strony, gdyby się nie obudziła to może znalazłaby odpowiedź za co takiego została przeproszona.
Dziewczyna zrzuciła z siebie zielony koc, po czym opuściła swój pokój w celu udania się do kuchni i napicia się szklanki wody, której potrzebowała, by nawilżyć zaschnięte gardło. W pomieszczeniu aktualnie znajdował się blondyn. Siedział, a raczej w połowie leżał na stole i mruczał coś pod nosem. Wyjęła z szafki szklankę najciszej jak tylko się dało, ale naczynie wyślizgnęło się z jej rąk i z hukiem upadło na podłogę, roztrzaskując się na milion kawałeczków. Zaklęła pod nosem i zabrała się za zbieranie kawałków szkła.
- Pokaleczysz się. - usłyszała ciepły głos Daniela tuż nad nią. - Ja to pozbieram. - dodał nachylając się.
- Zostaw to. - warknęła. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. - wyrwała z jego rąk zmiotkę i nerwowo zabrała się za zmiatanie odpadów. - Myślałam, że seks w ciąży jest niedopuszczalny. - dodała po chwili namysłu. Jej ton głosu sprawił, że Daniela przeszły ciarki. Jeszcze nigdy nie słyszał u niej takiej ironii pomieszanej ze złościć. Natomiast dziewczyna była obojętna na wszystko, chciała tylko w jakiś nieznaczny sposób dać mu znać, że nie było jej miło, gdy musiała tego słuchać. - W sumie seks z osobą, której się nie kocha jest jak dupczenie się z dziewczyną lekkich obyczajów, czyż nie? - uśmiechnęła się.
- Przestań. - powiedział cicho.
- Zastanawiam się, czy facetom staje na widok każdej laski, czy..
- Przestań! - podniósł głos.
Dziewczyna zamilkła. W pomieszczeniu słychać było tylko wrzucanie szkła do woreczka. Kiedy skoczyła wstała, on tak samo. Odwróciła się, by położyć zebrane szkło na blacie, a wtedy on przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Była zdziwiona, zła na niego, ale było jej dobrze w jego objęciach.
- Puść mnie. - warknęła wyrywając się z uścisku blondyna i zostawiła go samego w kuchni..

Było około osiemnastej, kiedy Daniel wyszedł na spotkanie z kolegami, a ona w końcu mogła poczuć się swobodnie. Po tym, co się stało, jakoś nie mogła odnaleźć się w jego towarzystwie. Na dodatek obrzydzał ją fakt, że jeszcze kilka godzin temu była tutaj jego dziewczyna, a on poszedł z nią do łózka jak gdyby nigdy nic. Westchnęła, osuwając się na miękką kanapę i wzięła do rąk zeszyt. Miała zamiar pouczyć się trochę przed zbliżającymi się wielkimi krokami egzaminami. Postanowiła, że wyprowadzi się od chłopaków zaraz po ich zdaniu,  a tym samym podziękuje im za wszystko i na zawsze zniknie z życia. Po prostu. Żeby było łatwiej i jej, i chłopakom.
Jednakże kilkanaście minut później stało się tak, że dziewczyna potrzebowała kilku zakreślaczy i czystą, białą kartkę. Nie chciała, ale musiała, więc wstała i udała się do pokoju blondyna, u którego dostrzegła kiedyś komplet potrzebnych jej pisaków. Uchyliła drzwi, skrzywiła się na widok rozwalonego łóżka, a w jej głowie zaświtała wizja tego, co się na nim działo. Nie chciała o tym myśleć, ani tego oglądać. Podeszła do szuflady w biurku, w którym miała nadzieję, że znajdzie to co chce i otworzyła ją. Prócz opakowania pisaków było tam jeszcze kilka ołówków, drobnych monet oraz małych, zapisanych karteczek. W momencie, gdy wyciągała markery do upakowania przyczepiła się jedna z karteczek. Z ciekawości wzięła ją do rąk zaraz po odklejeniu.
Martin Solberg
Carl berner-kjelleren
11.10.2014, godz. 16
Usiadła na krześle, gdyż przeczytanie imienia i nazwiska wywołało u niej wspomnienia. Bolesne wspomnienia. Od razu pomyślała, że tutaj chodziło o jej chłopaka, ale w Norwegii na pewno znalazło by się kilku innych osób, które nazywają się tak samo. Jednak zastanawiało ją jeszcze coś, a mianowicie data. Przeddzień śmierci jej ukochanego...

~Daniel~

- Wpadłeś po uszy, stary. - skwitował nieźle podpity Fannis, po czym wystawił dłoń i zawołał kelnerkę. Blondyn przeniósł wzrok na podążającą w ich stronę długonogą, czarnowłosą piękność ubraną w dość skąpy strój. Uśmiechnął się. - Jeszcze raz to samo. - powiedział Norweg, a dziewczyna pokiwała głową i odeszła. Jeszcze przez moment obaj patrzyli na jej półnagi tyłek i ślinili się, jak wygłodniałe psy. - Ale mówisz, że zazdrosna była? - zmienił temat.
- Na taką wyglądała. - odpowiedział.
- Czyli, że pewności nie masz.
- Fannemel, jak ty męczysz. - jęknął.
- Pomagam. - poprawił go. - No to weź laskę na Karaiby, zafunduj jej masę atrakcji, a sama ci do łóżka wskoczy. No i jaki ty problem masz?
- Nie chce, żeby wskoczyła mi do łóżka, tylko żeby zobaczyła, że mi na niej zależy. - wybełkotał.
- Doprowadzisz ją do orgazmu trzy razy w jedną noc, to zobaczy to na bank. - zaśmiał się Anders. 
- Gdybym wiedział, że będziesz dawał seks porady to poprosiłbym o pomoc Stjernena. - mruknął Daniel, zasłaniają twarz dłońmi. 
- Stjernen ma żałobę. - powiedział. - Nic, a nic by ci nie doradził. Ale masz mnie staruszku i wujek Fannemel na wszystko zaradzi. - Fannis klepnął go z całej siły w plecy tak, że się wyprostował i skrzywił. - A teraz uśmiech na mordę i kultura, bo pani z piwem idzie. - dodał. 

~Johann~

- Panie Forfang.. - lekarz na siłę starał się uspokoić rozhisteryzowanego Norwega. - Niech pan się nie załamuje, trzeba żyć...
- Niech się pan zamknie. - warknął Johann. - To nie może być prawda... - powiedział sam do siebie. - Nie.. - pokręcił głową siadając na łóżku.
- Poprosiliśmy psychologa, by porozmawiał z panem na ten temat i przedstawił wszystkie plusy..
- Plus?! Jakie masz pan tutaj plusy? - krzyknął. - Co jest fajnego w tym, że umieram?! 
- Nie umiera pan..
- Jeszcze. - skwitował.
- Szukamy dawcy, jest pan pierwszy na liście oczekujących. Naprawdę ma pan wielkie szanse na wyleczenie swojego serca. - powiedział lekarz.
Johann pokręcił głową niedowierzając w jego słowa. Był świadom tego, że to koniec. Był przekonany o tym, że umrze. Bo mało co słyszy się o ludziach, którzy doczekali się przeszczepu serca. Zakochanego serca, pomyślał. 
- Ile mi zostało? - zapytał.
- Nie mogę panu mącić w głowie...
- Ile mi do cholery jasnej zostało czasu! - ponownie uniósł głos, a biedny doktor aż skulił się na krześle widząc furię wymalowaną na twarzy chłopaka.
- Gdyby przyszedł pan na badania miesiąc wcześniej to może udałoby nam się jakoś...
- Przejdź pan wreszcie do konkretów, dobra? 
- Niespełna dwa miesiące. - odparł mężczyzna.
W jego głowie pojawiła się wizja jego własnego pogrzebu, płacząca Carina, smutny Daniel, szczęśliwa z tego powodu rodzina oraz cała kadra, która na moment przestała bawić się w bandę dzikusów. Zaśmiał się, gdy wewnętrzny głos zaczął naigrawać się z jego idealnego ostatniego pożegnania. Nawet przez chwilę siedział na łóżku i uśmiechał się do podłogi. Czemu? Nie wiedział. Lecz po chwili pokręcił głową i wybuchł płaczem, powtarzając co chwila, że nie chce umierać...

~Daniel

Przestąpił próg mieszkania, po czym zapalił światło i zdjął kurtkę. Po chwili usłyszał dochodzącą z salonu rozmowę. Niepewnym krokiem udał się do pomieszczenia i zobaczył Carinę, a przy jej boku siedzącą Annikę. Obie śmiały się wniebogłosy i popijały wino z butelki. Chłopak bez namysłu podszedł do swojej dziewczyny i wyrwał jej butelkę, gdyż stanowczo był przeciwny piciu alkoholu w ciąży.
- No ej! - oburzyła się brunetka. - Nie ruszaj tego. - na siłę starała się wyrwać zabraną rzecz z jego rąk, lecz na darmo. Odstawił butelkę na szafkę i popatrzył na chichoczące dziewczyny. 
- Nie pozwolę ci na trucie naszego dziecka. - powiedział ostro.
- Mojego dziecka, Danielku. - zaśmiała się. - Mojego.
- Sama sobie go nie zrobiłaś. - powiedziała Carina. - Chociaż cholera cię wie, co ty potrafisz. 
- Ann, chodź do mojego pokoju, położysz się. - powiedział spokojnie.
- Tak Danielku, dziecko nie jest twoje tylko moje... - przerwał jej nagły napad czkawki. - moje i takiego jednego przystojniaka. - dodała.
- Stanowczo za dużo wypiłaś. - stwierdził podchodząc do dziewczyny. 
- Zdradziłam cię z twoim dilerem, skarbie. - powiedziała. - Pamiętasz? Głupie pytanie, kto by nie pamiętał Martina! 
Spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem, choć była w stanie lekkiego upojenia alkoholowego, to jakieś wątpliwości zaczęły go dopadać. Przypomniał sobie czasy, gdy okazyjnie kupował od mężczyzny rozweselające proszki dla siebie i kolegów oraz moment, gdy przedstawił go swojej dziewczynie. Powinien był zadać sobie pytanie, czy byłaby do tego zdolna, ale nie musiał, bo znał odpowiedź i była ona twierdząca. Gorzej jednak zdziwiła go reakcja blondynki, która popatrzyła na ich dwójkę z szokiem w oczach i po chwili wybiegła z pomieszczenia..

Od autorki:
Cześć i czołem! Rozdział jako taki jest.
Jeszcze około dwóch/trzech i żegnamy się z tą historią, wiecie? :/ 
BTW: kto z Was wybiera się na LGP, skąd dokładnie i czym? :)

Wszystkiego Najlepszego dla tego oto Pana ;)

poniedziałek, 30 marca 2015

8. Nie widzisz że jestem zajęta oddychaniem?

~Carina~

Blondynka z podkulonymi nogami siedziała na fotelu w salonie, a po jej policzkach spływały słone łzy. Łzy szczęścia, bo znalazło się takich dwóch co się zakochało? Nie, raczej nie. Bardziej były to łzy zawodu z tego powodu, ponieważ nie miała zamiaru psuć ich przyjaźni, tylko pomieszkać jakiś czas w ich mieszkaniu. Słowa Daniela odbijały się echem w jej głowie, w której i tak panował istny mętlik. Chłopak nie odzywał się do niej odkąd po jego wyznaniu pobiegła do auta i tam się skryła. Było to dla niej plusem, bo nie miała ochoty i nie była gotowa na rozmowę z blondynem.
- Zrobiłem ci herbatę. - zwróciła uwagę na stawiającego przed nią herbatę chłopaka. Mruknęła. - Porozmawiasz ze mną, czy mam dać ci spokój? - zacisnął usta w wąską linijkę i nieśmiało przysiadł na drugi fotel.
- Jestem zajęta. - mruknęła.
- Czym? 
- Nie widzisz że jestem zajęta oddychaniem?
Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie powinienem był ci tego mówić, wiem. - powiedział w końcu.
- Więc czemu to zrobiłeś? 
- Wydawało mi się, że powinnaś o tym wiedzieć.. Carina, ja naprawdę nie chciałem tym popsuć naszych relacji, ani też jakoś poróżnić cię z Johannem. 
Milczała.
- Powiedział mi o tym przedwczoraj, gdy wrócił do domu po spotkaniu z rodzicami. - westchnął. - Powiedział, że się w  tobie zakochał, a mi stanęły przed oczami te pocałunki, te wszystkie myśli o tobie.. Zauroczyłem się tobą, ale czy to grzech? - spojrzał na nią, siedziała cicho i wpatrywała się w nieznany punkt na ścianie. - Wiedz, że nie będę robił niczego wbrew tobie i schowam swoje uczucia do kieszeni, ale chciałbym byś w jakimś małym stopniu się też ze mną liczyła, Carina. 
- Zajmij się Anniką. 
Wypowiadając imię dziewczyny Daniela, poczuła ukłucie gdzieś tam głęboko w sercu.
- To co teraz powiem może wydawać się głupie, ale.. - przerwał i odwrócił wzrok na okno. - ...patrząc na nią nie czuję mrowienia w brzuchu i ogarniającej radości. Na początku myślałem, że naprawdę ją kocham, ale teraz wiem, że ja w ogóle nie wiedziałem, jak wygląda uczucie poważnego zakochania się... 
- Do czego ty zmierzasz?
- Ty sprawiasz, że wariuję ze szczęścia i mrowi mnie w brzuchu, chcę być blisko ciebie, a kiedy zamiast mnie jest Johann, to wpadam w nerwicę. - odrzekł. - Pokazałaś mi, jak wygląda prawdziwe zakochanie..
- Skończ. - warknęła. - Ubzdurałeś sobie wszystko, co do tej pory powiedziałeś. 
- Ale Carina..
- Kochasz Annikę. - powiedziała dobitnie i zerwała się z fotela. Przypadkowo zahaczyła nogą o brzeg stolika przez co ulało się trochę herbaty, ale nie zauważyła tego i po prostu wyszła. Zostawiła go samego z potwornymi wyrzutami sumienia i łzami napływającymi do pięknych, jasnych oczu..

~Johann~
Zegar na ścianie wskazywał szóstą rano, więc sięgnął po swój telefon by sprawdzić godzinę i okazało się, że jest kwadrans po szesnastej. Przewrócił się na bok w calu ponownego zapadnięcia w sen, ale nie było mu to dane, gdyż z korytarza dobiegły go znajome głosy. A szczególnie jeden, którego brakowało mu od kilku godzin. Po chwili do sali weszła blondynka. Jego blondynka. Zapłakana blondynka. Stanęła kilka metrów od łóżka, a jej oczy miotały pioruny. Zdążył ją poznać i wiedział, kiedy była zła. 
Usiadł na łóżku, a stopy swobodnie zwisały i lekko dotykały podłogi.
- Co się stało? - zapytał.
- Zakochałeś się we mnie? - proste pytanie wydobyło się z jej ust i znokautowało go na starcie. Bo co miał odpowiedzieć? Że tak, czy że tak, ale nie chciał jej niszczyć życia i o tym nie mówił?
- Carina, na żarty ci się....
- Zakochałeś się, do cholery, czy nie? - warknęła, przerywając mu.
- Tak. - spuścił głowę w dół, czując, że uchodzi z niego powietrze, a ona mierzy go zimnym spojrzeniem. - Przepraszam.. 
- Dlaczego?
- Dlaczego się zakochałem? 
- Dlaczego obaj to zrobiliście. - bardziej stwierdziła niż zapytała. 
- Obaj? - zdziwił się. - O kim..
- O Danielu.
- Daniel się w tobie zakochał?
- Ile jeszcze głupich pytań zadasz? - wzdrygnął się na jej ostry ton głosu, który zupełnie mu do niej nie pasował. Była zbyt delikatną dziewczyną, by mówić takim tonem. 
- Spodobałaś mi się tamtego dnia, gdy przysiadłem się do ciebie w kawiarni. - przelotnie spojrzał na stojącą blondynkę. - Chciałem cię poznać, bo zainteresowała mnie twoja osoba, a gdy cię poznałem to chciałem poznać cię jeszcze lepiej..
- Johann..
- Nie wiń mnie za to, że poczułem do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Oczy chłopaka mimowolnie się zaszkliły. Schylił więc głowę jeszcze bardziej na dół, po czym spojrzał na dłonie, które trzęsły mu się niemiłosiernie. - Przysiągłem sobie, że jak wyjdę ze szpitala, to zrobię wszystko by się do ciebie zbliżyć.. - mówił. - By odgadnąć czy mam jakieś szanse, czy mogłoby z nas być coś więcej.. - otarł łzę spływającą po policzku. Czuł ból przeszywający jego serce na wskroś. - Powiedziałem o tym Danielowi, bo nigdy nie powierzył nikomu moich sekretów, a ten idiota wszystko ci powiedział! W dodatku sam się zakochał.. - westchnął. - Gdybym wiedział, że własny kumpel sprzątnie mi mój ideał dziewczyny sprzed nosa, to nigdy w życiu bym mu cię nie przedstawił..
- Nie mogę tego słuchać, Johann. - przerwała mu, nerwowo bawiąc się zapięciem od torebki.
- Więc wyjdź. - zerknął na stojącą dziewczynę i blado się uśmiechnął. Bo choć bolało go serce i cholernie piekły oczy - nie mógł na nią patrzeć, wiedząc, że dowiedziała się wszystkiego od Daniela, a tym samym poznała też jego uczucia. Carina bez słowa opuściła szpitalną salę, został w niej jedynie zapach słodkich perfum, które czuł każdego ranka od kiedy z nimi zamieszkała. Niewiele myśląc schował twarz w dłoniach i zaczął cicho łkać. Bo miłość potrafi człowieka uszczęśliwić, lecz nieodwzajemnienie jej i kompletne olanie wszystkich innych uczuć - dobija.

~Daniel~

Ciepłe krople spływały po całym jego ciele. Przeczesał dłońmi blond włosy, po czym wystawił twarz pod strumień wody. Starał się zmyć wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia, by choć przed snem nie myśleć o niej, o swoim przyjacielu i o całej tej dziwnej sytuacji. 
Wyszedł spod prysznica i otarł ciało żółtym ręcznikiem, który następnie zawiesił na biodrach. Po chwili opuścił łazienkę i miał zamiar udać się do pokoju po czyste rzeczy, lecz uniemożliwiło mu to pukanie do drzwi. 
- Cześć kochanie! - pisk brunetki przytkał na moment jego błonę bębenkową. - Jakaś poważna okazja, że witasz mnie w takim wydaniu? - przygryzła wargę, przesuwając palcem po umięśnionej klatce.
- Po co przyszłaś? - zapytał chłodno, odsuwając się od niej.
- Stęskniłam się za moim chłopakiem. - dziewczyna zrobiła smutną minę i zawiesiła się na szyi chłopaka. 
- Mogłaś zadzwonić. - ponownie odsunął się od niej i zamknął nogą drzwi. 
- Od kiedy muszę cię uprzedzać, że wpadnę z wizytą? - zapytała, zdejmując kurtkę. - Nasze maleństwo stęskniło się za głosem taty. - dziewczyna pogłaskała się po widocznym już trochę brzuchu, a następnie ujęła w swoje dłonie dłoń Daniela i położyła ją na wypukleniu. - Tata już jest przy nas, maluchu. - uśmiechnęła się, gładząc dłoń swojego chłopaka. - I bardzo nas kocha. - dodała.
- Inaczej być nie może. - mruknął. - Skończyła ci się kasa? 
- Skąd to pytanie? Czy ty uważasz, że jestem z tobą dla pieniędzy? - uniosła brwi. - Oj Daniel, Daniel.. Jaki ty czasami głupiutki jesteś, skarbie. 
- To po przyszłaś?
- A co ty taki nerwowy jesteś? Może przerwałam ci ostry seks z tą blond wywłoką, która u was mieszka? - jej ton głosu zmienił się w ostrzejszy i jeszcze bardziej nieprzyjemny dla ucha. W momencie gdy dziewczyna śmiejąc się cicho przysunęła się do niego i wpiła w jego szyję, weszła Carina. Spojrzenie, którym obdarzyła tę dwójkę, było chłodne, obojętne, a zarazem.. bolesne? Nie minęła chwila, jak trzask drzwi od jej pokoju rozległ się w całym mieszkaniu. - Mam na ciebie straszną ochotę. - wymruczała brunetka tym samym sprowadzając go na właściwe tory. Nie odpowiedział. Po prostu wpił się w jej usta z zachłannością i po chwili zabrał się za rozpinanie jej koszuli..
 
Od autorki:
Krótki, bo krótki, ale jest. 
Następny pojawi się jakoś na dniach i będzie o wiele dłuższy - obiecuję, a także pojawi się w nim kilka ciekawych wątków! 
Pozdrawiam i do następnego.
Buźka! ;*

PS. Czy wam też się tak cholernie dłużył ten weekend bez skoków narciarskich? :/
 


poniedziałek, 23 marca 2015

7. Mam burdel w głowie, jak w damskiej torebce.

~Carina~

- Do reszty zdurniałeś, Forfang? - zapytał blondyn patrząc pobłażliwie na leżącego szatyna. Johann tylko słuchał kazań i monologów swojego przyjaciela, gdyż nie miał sił na dyskusje z nim, które i tak nie przyniosłyby mu spokoju. Tande nareszcie przystanął w jednym miejscu i oparł się o oparcie szpitalnego łóżka. - Masz więcej szczęścia, niż rozumu, wiesz o tym? - założył ręce, jakby od tego zależało, czy jego wypowiedź będzie sensowna i znów spiorunował wzrokiem biednego Johanna. Blondynka nie miała najmniejszego zamiaru wtrącać się w słowo Danielowi, bo zauważyła, że nie przegada go za żadne skarby świata. Siedziała więc spokojnie na niebieskim krześle, dłonie spoczywały na kolanach i co jakiś czas wymieniała spojrzenia z Johannem. Głupio się czuła, gdy przypadkowo zerkała w jego stronę, a on się na nią patrzył i ich spojrzenia spotykały się na dłużej. Czuła się nie fair w stosunku do obydwu Norwegów, a także czuła żal do samej siebie. Jednemu była uległa, drugiego olała, choć to on okazywał jej sporo szacunku i dobra. - Jak można mieć uczulenie na karmę dla kota? Jak można pomylić karmę dla kota z tabletkami na ból głowy, Forfang?
- Daniel, skończ. - odezwała się w końcu blondynka. - Nie męcz go, bo to nie jego wina. Po prostu nie zauważył opakowania i..
- Jak można nie zauważyć żółtego opakowania z obrazkiem kota? - Daniel nerwowo strzelił się w czoło i przysiadł na białym stołku obok niej.
- Przecież wziąłem opakowanie z tabletkami. - wychrypiał Johann. - Jakiś idiota musiał się bawić w przesypywanie. - dodał cicho.
- Tak w ogóle to co robiła w waszym domu karma dla kota, jak wy kota nie macie?
- Stjernen. - dostała odpowiedź z ust zmęczonego Forfanga.
- Jakieś dwa tygodnie temu kupił sobie kota.. - dodał Daniel.
- Dziewczyna go rzuciła, więc chciał zapełnić sobie dziurę w sercu.. - Johann zerknął na spokojnego od kilku chwil Daniela i kontynuował. -  Przyszedł do nas, żeby się pochwalić tym kotem, bo miał jakieś tam serduszko na grzbiecie, ale to zwykła plama była..
- Fakt faktem to ten kot brzydki był. - dodał Tande. - Kupił mu dwa kilo karmy, bo spodziewał się, że mu posmakuje i zje wszystko, a ta karma jakaś tryfna musiała być, bo kocina zdechł następnego dnia. - obaj zaśmiali się na tamto wspomnienie. - Twoja kuzynka się bawiła w przesypywanie tej karmy i pewnie nasypała w jedno pudełko po tabletkach.
- I wszystko jasne, a ty się darłeś na niego, jakby miał za chwilę zabić twojego kota. - odezwała się.
- Nie mów o kotach przy Andreasie, bo do tej pory przeżywa śmierć Fredka.
- I to nie jest śmieszne. - wychrypiał Forfang. - Nie masz treningu? A ty nie masz zajęć? - zapytał wskazując najpierw na chłopaka, a potem na blondyna.
- Tak się składa, że mam, ale nie zostawię cię samego, bo znowu sobie coś zrobisz. - odpowiedział.
- Leć na trening, ja odpuszczę dziś sobie zajęcia.
- Za kilka dni masz egzaminy, więc nie możesz sobie odpuszczać. - powrócił ważniacki ton Daniela Tande. - Idź, a ja zostanę.
- Masz zawody w ten weekend, trener cię zabije, jak się nie pojawisz.
- Zostanę, idź.
- Ja zostanę, ty idź.
- Idźcie oboje!
Krzyk osłabionego Forfanga przerwał im mierzenie się wzrokiem i spór o to, które z nich ma wyjść, a które zostać przy poszkodowanym skoczku. Johann pokręcił głową, po czym przymknął oczy i rzekł, by wynieśli się obydwoje, bo chce odpocząć. Daniel wciąż upierał się na tym, że zostanie, a Carina powoli odpuszczała i grzecznie zabrała się za ubieranie kurtki.
- Wynoś się, Tande. - usłyszeli jeszcze raz taki tekst z ust chłopaka i tym razem bez dyskusji opuścili jego salę. W drodze opatuliła się szczelnie szalikiem, bo czekała ją długa droga na uczelnię, a do tego zima znów dała o sobie znać. Tak bardzo pragnęła znaleźć się teraz na ciepłej, hiszpańskiej wyspie i pić przeróżne drinki, ale niestety nie miała funduszy na tego typu zachcianki i musiała cierpieć w chłodnej, szarej Norwegii.
- To cześć. - rzuciła do szukającego kluczy chłopaka i obróciła się w lewą stronę. Szybko złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, po czym spojrzał jej w oczy. Bała się, że znów to zrobi. Że znów ją pocałuje i namiesza w głowie. Że znów będzie miała podłe myśli i zacznie obwiniać się o zdradę Martina.
- Podwiozę cię. - powiedział cicho i puścił jej rękę. - Wsiadaj. - rozkazał, obchodząc swoje auto i otwierając jej drzwi od strony pasażera. - Tylko pasy zapnij, bo wczoraj zarobiłem stówkę za jazdę bez. - ostrzegł.
Blondynka wsiadła do jego auta, choć tak naprawdę bała się spędzenia kilkunastu minut w małym pomieszczeniu z nieobliczalnym Danielem. Polubiła go, nawet bardzo, ale nie mogła pozwolić sobie na akcję z przypadkowym całowaniem.
- O czym tak myślisz? - ciche pytanie wydobyło się z jego malinowych ust, na których wspomnienie oblała się słabym rumieńcem.
- O niczym ważnym. - odpowiedziała, spoglądając przez szybę na przejeżdżające obok samochody.
- Chce ci się iść na zajęcia?
- Nie, ale jak sam wspomniałeś; mam egzaminy i muszę. - uśmiechnęła się blado. - A czemu pytasz?
- Bo mi się nie chce iść na trening. - odparł, hamując pojazd i wyrzucając bieg. - Masz ochotę na małe wagary? - zerknął na nią, choć bardziej skupiał się na zapalonym, czerwonym świetle.
- Co masz na myśli?
- Masz, czy nie masz? - uśmiechnął się zawadiacko. - Masz. - stwierdził. - Widzę, że masz. - śmiech opuścił jego usta w momencie, gdy akurat ruszył swoim Land Roverem. Rozejrzał się w bok i stwierdzając, że może spokojnie jechać, ruszył z piskiem opon, po czym skręcił w wąską drogę.
- Możesz mi powiedzieć dokąd jedziemy?
- Zobaczysz. - uniósł kącik ust w górę i od tej pory nie reagował już na żadne pytanie, ani uwagę blondynki.

~Johann~

- Jak się pan czuje, panie Forfang?
Głos mężczyzny sprawił, że ocknął się z chwilowego zawieszenia i spojrzał na niego. Miły z twarzy starszy pan spoglądał na skoczka znad kilku papierów i słabo się uśmiechał. Johann machnął ręką, co oznaczało, że może być, bo nie miał ochoty na rozmowę. 
- Zrobimy panu jeszcze kilka badań, bo w ostatnim EKG zaobserwowałem coś dziwnego i muszę mieć czarne na białym, czy moje diagnozy co do tego okazały się prawidłowe. - oznajmił.
- Czyli co? 
- Pozwoli pan, że odpowiem na to pytanie po dodatkowych badaniach, dobrze? Teraz niech pan odpoczywa, a za godzinę przyjdzie pielęgniarka i zabierze pana na ponowne EKG. - znów przybrał słaby uśmiech i wyszedł, zostawiając Norwega z niepokojącymi myślami. Chciał wiedzieć, co lekarz miał na myśli, ale też wolał dowiedzieć się dopiero później, gdy wszystko okaże się zwykłą pomyłką. 
Przekręcił się na drugi bok i zerknął na czarną rękawiczkę, leżącą pod krzesłem, na którym siedziała blondynka. Starał się dostać ją jedną ręką, nie miał sił na podnoszenie się. Dał sobie spokój, gdy nie udało mu się podnieść rękawiczki i opadł na poduszkę. Wciąż rozpamiętywał swoje zachowanie z wczorajszego wieczoru, gdy zapytał ją o pocałunek. Było mu głupio i dziwnie, gdyż wydawało mu się, że tym pytaniem mógł zepsuć ich dobre relacje. 
Relacje przyjacielskie, bo na więcej nie mógł liczyć. Nie teraz. Nie chciał wyznawać jej swoich uczuć, choć od pierwszego spotkania wiedział, że skradła jego serce. Starał się uszanować to, że ona nie ma zamiaru się wiązać ze względu na zmarłego chłopaka. Tylko że nie mógł od tak powiedzieć swojemu sercu, by przestało kochać. Nic nie mógł zrobić, prócz spędzania z nią czasu i stopniowego zbliżania się do niej.

~Carina~

Prowadził ją za rękę do momentu, aż zatrzymali się przed skocznią Holmenkollbakken. Obiekt był niesamowicie ogromny, a oczy brunetki zdumiewały się na dany widok. Nigdy nie miała okazji do zobaczenia konkursu skoków na żywo i zawsze robiła to z Martinem przed telewizorem, a teraz stała przed najpopularniejszą skocznią obok skoczka, za którego oddałaby się większość dziewczyn. 
- I jak? - zapytał, szturchając ją łokciem.
- Wow. - tylko tyle udało jej się z siebie wydusić. 
- Rozumiem, że ci się podoba? - zaśmiał się. Skinęła głową. - Chodź. - znów złapał ją za rękę i ruszyli przed siebie. - Masz lęk wysokości?
- Zależy na jaką wysokość masz zamiar mnie zabrać. - odpowiedziała, skupiając się na drodze.
- Belka startowa. - odrzekł.
- Kpisz sobie? Mowy nie ma! - stanęła natychmiast i wyszarpała dłoń z jego uścisku. - Nie jestem chora psychicznie, by wchodzić aż tam!
- Carina, spokojnie. - zaśmiał się. - Pokaże ci jedno fajne miejsce, a na górę zabiorę, jeśli będziesz chciała, okey? 
- Na pewno?
- Masz moje słowo. - uśmiechnął się przyjaźnie i ponownie złapał ją za rękę.

- Lubię tutaj siedzieć, jak mam doła albo chce się odciąć od ludzi. - oznajmia.
- Jedziesz tyle kilometrów, by w spokoju sobie przemyśleć kilka spraw?
- To dziwne? Wydaje mi się, że nie.
- Ależ skąd. - odpowiada. - Masz rację; fajnie tu.
Blondynka oparła się o ścianę drewnianej budki i spojrzała na skocznię, której wielkość robiła na niej ogromne wrażenie. Na początku nie wiedziała o czym rozmawiać z Danielem, gdyż w jej odczuciu był inny niż Johann. Niepewność zniknęła, kiedy skoczek zaczął opowiadać śmieszne historie związane z wydarzeniami na konkursach na Holmenkollbakken. Nie pamiętała kiedy ostatnio się tyle śmiała. Jej głowę wreszcie opuściły złe i dziwne myśli, i nareszcie się wyciszyła. 
-  Chyba przez tydzień nie mogłem usiąść na tyłku, jak mi Fannemel wbił w niego swoje narty. - dokończył wypowiedź, a z jej ust ponownie wydobył się śmiech. Taki szczery, prawdziwy, beztroski śmiech.  - Od tamtej pory uważam na niego, jak ma narty w rękach. 
- Biedny ty. - wydusza z siebie.
- No to teraz ty mi powiedz coś śmiesznego o sobie.
- O mnie nie ma śmiesznych historii, mów ty.
- Carina? - jego ton głosu nagle poważnieje, spogląda na niego, a on pochyla głowę i trochę się odsuwa. - Powinienem cię przeprosić za wczoraj.. I za przed przedwczoraj. Nie powinienem był tego robić.
- Widocznie nie przeszkadzało mi to tak bardzo, skoro tego nie przerywałam. - odpowiada. - Ale cieszę się, że rozumiesz, że źle się stało. - uśmiechnęła się. - Zresztą masz dziewczynę, więc uznajmy to jako impuls. 
- Tu nie chodzi o Annikę, Carina. - stąpa nerwowo z nogi na nogę, a ją dziwi to, że z wesołego Daniela nie pozostało ani śladu. - Sama wiesz, że jej nie kocham i gdybym mógł to zdradziłbym ją teraz z pierwszą lepszą..
- To czemu tego nie zrobisz?
Zawiesił się na moment.
- Mam burdel w głowie, jak w damskiej torebce. - odpowiedział cicho. - Nie kocham jej, nie mogę na nią patrzeć i nie mogę znieść jej zachowania, ale nie potrafię z nią zerwać, bo..
- Przyzwyczaiłeś się?
- Chyba tak. - wzruszył ramionami. - Czasami łapię się na tym, że zazdroszczę Johannowi tego wszystkiego.. Dobrze skacze, trener jest z niego zadowolony, ma wielkie ambicje, a dziewczyny lgną do niego, jak misie do miodu..
- Nigdy nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie odważysz się zakończyć dziwnego związku i będziesz patrzył na to, co ma Johann, a czego nie masz ty. - uśmiecha się do chłopaka i robi krok, by być bliżej niego. - Nigdy, przenigdy nie powinno się wzorować na ludziach, bo każdy jest inny i może zrobić ze swoim życiem co chce. Jesteś panem swojego życia, więc zrób to, czego sam chcesz. 
- Nie mogę. - mówi i znów cofa się o kilka kroków. 
- Bo Annika nosi twoje dziecko, czy po prostu nie masz odwagi?
- Bo Johann się w tobie zakochał i ja chyba trochę też...
Zamiera.

Od autorki:
Jak widzicie - Johannowi nic nie jest, ale fajnie, że martwiłyście się o naszego szatyna :D
Wierzycie, że jeszcze kilka rozdziałów i koniec tej historii?
Dlatego też w mojej głowie zrodziła się pewna myśl, jeszcze bardziej pokomplikowana od tematu tego opowiadania, ale wydaje mi się całkiem sensowna. 
Mój wybór padł na niewinnych Słoweńców, czyli moją kolejną miłość zaraz po Polakach, Norwegach i Austriakach.
Co Wy na to? :)
Liczę na szczere opinie. 

Czytasz = komentujesz, czyli dajesz motywację.
Nawet "Jest ok" wystarczy ...

sobota, 21 marca 2015

6. Zakochałem się w niej, jak cholera..

~Johann~

Stanął przed zielonymi drzwiami swojego rodzinnego domu, nabrał powietrza w płuca i zastukał delikatnie kołatką. Czuł, że stres pożera go całego. Serce waliło nierównomiernie szybko, kolana były jak z waty, a myśli nie mogły się opanować i w głowie postał kompletny chaos. Chłopak czuł się gorzej niż wtedy, gdy przyszło mu zdawać najważniejsze egzaminy, czy nawet oddawać swoje pierwsze, autorskie skoki. Przerażało go to, że nie znajdzie wspólnego języka z ojcem, że on nie chce go znać i właśnie dziś powie mu to prosto w oczy. Jednakże myślał, że może tak byłoby lepiej, przynajmniej wiedziałby na czym stoi, jeśli chodzi o stosunki z ojcem. Drzwi zaskrzypiały, a w nich stanęła matka szatyna i szeroko się uśmiechnęła. Ubrana była w czerwony, falbaniasty fartuszek, na dłoniach miała trochę mąki. Ostrożnie przytuliła go na powitanie i weszli do środka. Rozejrzał się po domu i stwierdził, że nic się nie zmieniło. Nadal na komodzie stało zdjęcie jego małej siostry. Poczuł, że w oczach zbierają mu się łzy i zacisnął powieki, następnie odwrócił się i zdjął kurtkę, a potem szybko przeszedł do pokoju, by więcej nie spoglądać na fotografię. W salonie siedział jego ojciec czytający gazetę. Odłożył ją, kiedy zobaczył Johanna w progu. 
- Cześć, tato. - powiedział dość cicho i podszedł bliżej swojego ojca. 
Twarz mężczyzny była pozbawiona uczuć, oczy były puste. 
- Witaj, Johann. - twardy, męski głos wydobył się z jego gardła. Obdarzył syna dziwnym spojrzeniem, a następnie wstał. Nic więcej nie dodając, po prostu wyszedł. Wyszedł z domu, mocno trzaskając drzwiami. Chłopak osunął się bezwładnie na obity materiałem fotel i schował twarz w dłonie. Spodziewał się jakiejkolwiek ostrej reakcji ojca, gotów był na kłótnie, na jakiś przełomowy moment, ale nigdy nie wziął pod uwagę tego, co stało się kilka chwil temu. Było to gorsze niż każdy możliwy scenariusz, bo takim zachowaniem pokazał, że ma go w dalekim poważaniu. Po jego policzku spłynęła jedna łza, którą otarł rękawem kurtki. Po chwili ktoś przysiadł na brzeg fotela i przytulił go do siebie mocno. Kobieta szeptała pocieszna słowa i głaskała go po policzku. Tylko tego teraz potrzebował, ale poczuł, że znacznie lepiej poczułby się w ramionach mieszkającej z nim blondynki...

~Carina~
 - I'm sexy and I know it! 
Dziewczyna siedziała na kanapie w salonie i uważnie studiowała podręcznik do psychologii, gdy usłyszała wrzask z kuchni. W mieszkaniu była tylko ona i blondyn, więc nie zastanawiała się nad tym, kto być może teraz potrzebuje jej pomocy.
- I'm sexy and I know it rampampampam.. 
Przewróciła oczyma, odkładając podręcznik i zeszyt na stolik, po czym wstała i powoli ruszyła w stronę kuchni. Przez uchylone drzwi zobaczyła tańczącego Daniela, który śpiewał do drewnianej łyżki.
- Girl look at that body... Auuu.. I'm sexy and I know it! 
Śmiech cisnął się na jej usta, ale nie chciała przeszkadzać blondynowi w szampańskiej zabawie. Cieszyło ją, że przez grające radio nie dało się usłyszeć jej cichego chichotu. Daniel właśnie zaczął ruszać bioderkami i klepać się po tyłku, a potem starał się zrobić obrót na jednej nodze. Jednak coś poszło nie tak i po chwili wylądował na podłodze, a jego twarz przysłoniło plastikowe pudełko z mąką. Niewiele myśląc pchnęła drzwi i podbiegła do chłopaka, który podniósł się do pozycji siedzącej i strzepywał z twarzy biały proszek.
- Artystom też się zdarzają upadki. - powiedziała z uśmiechem, szukając zmiotki.
- Słyszałaś to? 
- Obawiam się, że pół miasta to słyszało. - zaśmiała się. - Dobrze, że wybrałeś karierę skoczka, bo piosenkarz i tancerz to z ciebie...
- Nie kończ! - wrzasnął. - Ja mam talent, ale to wy nie potraficie go docenić. - dodał.
- A co tutaj doceniać? Gdybyś wyszedł na scenę i zaczął śpiewać, to za pieniądze z koncertu musiałbyś kupić ludziom aparaty słuchowe. - powiedziała.
- Jesteś niemiła, wiesz? - założył ręce i zrobił naburmuszoną minę. - Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim hejterem, jak ty!
- No tak, tak.. Gwiazda nie przyjmuje krytyki. - znów z jej ust wydobył się chichot. - Idź się gwiazda lepiej umyj, a ja posprzątam. 
- Wiesz co, Carina? - zapytał smutnym głosem.
Spojrzała na niego pytająco, bo spodziewała się, że zaraz zacznie się zwierzać albo żalić. Jednak spotkało ją zupełnie coś innego, a mianowicie poczuła dłonie chłopaka na policzkach, które zrobiły się białe od mąki, a sam zaczął się z niej śmiać. 
- Ktoś tu się ubrudził..  - westchnął, usiłując wstać.
Blondynka jednak pociągnęła go za rękę, tak że ponownie położył się na zimnych płytkach. Machał rękoma w geście obrony, ale to nic nie dało, ponieważ ona zebrała leżącą na podłodze mąkę i wtarła ją w jego koszulkę oraz nasypała mu ją na twarz. Oboje się śmiali i każde chciało mieć władzę nad drugim.
- Zemszczę się! - wypowiedział, opanowując śmiech spowodowany łaskotkami. - Przestań! 
Chłopak wykorzystał moment przerwy i szybko przekręcił się tak, że teraz ona była pod nim. Nie wykonywał żadnego ruchu. Jedynie obserwował jej ubrudzoną twarz, do której pasowały zaróżowione wargi i chwilami spoglądał w jej ciemne oczy. Poczuł dziwne uczucie w brzuchu, takie nieznane dla siebie od dawna. Nigdy nawet nie czuł tego przy swojej obecnej dziewczynie. 
- Daniel, puść. - usłyszał cichy pomruk. 
Dopiero teraz zorientował się, że mocno ściskał jej kruchy nadgarstek. Uśmiechnął się i poluźnił uścisk, a następnie bardziej się pochylił. 
Chciał znów poczuć jej usta. Chciał złożyć na nich jeden mały pocałunek, bo od tamtego pocałunku minęło kilka dni, a on przed snem wyobrażał sobie drugi taki raz. Przymknął oczy, ona również. Schylił się i musnął delikatnie jej wargi. Były ciepłe, miękkie i całe dla niego. Niepewnie musnął je drugi raz, potem trzeci, a za czwartym już na dobre połączył swojej usta z jej ustami. Blondynka z początku chciała przerwać, ale nie potrafiła. Za bardzo tego chciała, choć gdzieś w głębi była przekonana, że w taki sposób zdradza swojego zmarłego chłopaka.
- Ekhem.. - chrząknięcie sprawiło, że oderwali się od siebie. Dziewczyna natychmiast oblała się rumieńcem, a Daniel wstał i z uśmiechem podszedł do stojących w drzwiach kolegów z kadry. - Kota nie ma, to myszy harcują. - odezwał się Fannemel z cwanym uśmiechem na twarzy. 
- Masz fetysz na całowanie w mące? - zapytał Phillip.
- To ja pójdę się pouczyć. - powiedziała, wstając. 
- A może posiedzisz z nami? Zaraz przyjdzie Stjernen, bo przypomniał sobie, że nie kupił tabasco i musiał się wrócić do sklepu. - powiedział. - Tak w ogóle to Anders. - uśmiechnął się przyjaźnie i podał jej dłoń. 
- Mogliście uprzedzić, że wpadniecie to bym się przygotował.
- Wysłaliśmy z dziesięć esemesów i dzwoniliśmy, ale szanowny pan Tande był zajęty. - Anders puścił oczko do dziewczyny oraz spiorunowany został przez Daniela. 
Dziewczyna wymieniła uściski z Phillipem i zostawiła chłopaków pod pretekstem wyjścia do toalety. Jednak po drodze skręciła w równoległe drzwi, ubrała kurtkę i wyszła, cicho zamykając drzwi mieszkaniowe.

Światło latarni padało prosto na osobę siedzącą na ławce. Jasna czapka danej osoby sprawiła, że Carina uważnie zaczęła się przyglądać i była prawie pewna, że to Johann. Podeszła ostrożnie do osoby i uśmiechnęła się na widok swojego przyjaciela. Ona natomiast siedział smutny, zamyślony i patrzył się na gwieździste niebo. 
- Johann? - pomachała mu dłonią przed oczyma. Zwrócił na nią spojrzenie, a ta zauważyła, że płakał. Sporo płakał, bo miał strasznie spuchnięte oczy. - Johann, co się stało? - odgarnęła śnieg leżący na ławce i usiadła obok uprzednio ujmując jego dłoń w swoje. Była zmarznięta na kość, więc zaczęła ją pocierać i chuchać, a on ciągle siedział zamyślony i nieobecny. - Odpowiedz mi. - poprosiła grzecznie. - Coś z rodzicami? 
- Na początku miałem nadzieję... - westchnął. - Wszystko jest takie popieprzone. - skwitował, wyrywając dłoń z jej uścisku i złapał się za kark. 
- Wszystko, czyli co?
- Ojciec się ze mną przywitał, a potem wyszedł trzaskając drzwiami. - powiedział. - Wrócił po kwadransie, wykrzyczał mi wszystko. Wszystko, co o mnie myśli, co do mnie czuje, znów wypomniał, że wszystko jest moją winą, że chce, ale nie może i nie potrafi mi tego wybaczyć.. I potem przyszedł mój brat, który powiedział mi, żebym odczepił się od jego rodziny, że jestem najgorszym gównem jakie tylko może być... A na koniec powiedzieli z ojcem, że nie mam czego szukać w rodzinnym domu i żebym się w nim więcej nie pojawiał. - wyznał.
Blondynka natychmiast objęła chłopaka ramieniem, a drugą dłonią ujęła jego podbródek i zmusiła go do spojrzenia na nią. Jego oczy błyszczały od tamowanych łez, a policzki były czerwone od zimna i od ocierania ich. 
- Johann... - zaczęła, choć sama nie wiedziała co chce powiedzieć. 
- Chciałbym jeszcze choć raz spędzić z nimi kilka godzin.. Bo tęsknie cholernie za nimi, za tym co było kiedyś, ale spieprzyłem wszystko... - otarł kolejną łzę. - Zbudowali rodzinę od nowa, a ja już do niej nie należę, Carina.. - pociągnął nosem i popatrzył na nią, następnie oparł swoją głowę o jej ramię, a ona zaczęła głaskać go po głowie. Żadne nic nie mówiło. Ona nie wiedziała, jak ma go pocieszyć. Doskonale wiedziała co czuje i jaki to dla niego ból. On czuł się swobodnie i wiedział, że Carina nie będzie go pouczać, dołować. Miał wrażenie, że tylko przy niej mógł czuć się beztrosko i bezpiecznie, jak mały chłopczyk. - Carina? - podniósł głowę i spojrzał jej w oczy, w których odbijało się światło latarni. - Nie.. Już nic. - pokręcił głową.
- Powiedz.
- Nie ważne. - mruknął.
- Johann?
- Chciałem zapytać, czy mogę cię pocałować.. - wybełkotał, a jego policzki stały się jeszcze bardziej różowe niż wcześniej. Zaniemówiła, choć jej podświadomość naigrawała się z niej, że Daniel zrobił to dwa razy, a przy Johannie nagle stała się święta i nietknięta. - Przepraszam. Głupie pytanie. - wstał nawet na nią nie patrząc i udał się do swojego bloku.

~Daniel~

- Panowie, a może jakiś clubbing? - zapytał Stjernen znad pustego opakowania chrupek paprykowych. 
- Jutro trening. - upomniał Fannemel, który siedział ledwie żywy na fotelu i podpierał samo opadającą twarz.
- Czy ktoś wie gdzie się podział Velta? - tym razem głos zawarł wchodzący do salonu Phillip. Za nim chwiejnym krokiem podążał Daniel z miską popcornu i paczką żelek. 
- Velty z nami nie było, głupku. - burknął Fannemel.
- Jak to nie? Przecież sam mi mówił, że znalazł nianię dla psa i przyszedł!
- No to co z tym clubbingiem? - ponowił pytanie Andreas.
- Nie! - ryknęli wszyscy tam obecni i każdy zajął swoje miejsca, po czym wznieśli toast za nowy breloczek Andersa. Po chwili drzwi mieszkania się otworzyły, a smutny Johann wtargnął do środka i rozebrał się z płaszcza oraz butów. Słyszał głośne krzyki dochodzące z salonu, ale nawet nie miał ochoty patrzeć na twarze swoich kolegów. Przywitał się z nimi cichym cześć i wszedł do swojego pokoju, a chłopaki rozejrzeli się po sobie i każdy wzruszył ramionami. Jedynie Daniel odstawił swoje piwo na podłogę, podwinął rękawy koszuli i zataczając się udał do pokoju Forfanga. Pukał, ale nie dostał odpowiedzi, więc wszedł i zastał go stojącego przy oknie i patrzącego na księżyc. W jego głowie zaświtała myśl, że coś się stało. Bo Johann wpatrywał się w księżyc, gdy miał poważne problemy życiowe albo po prostu się zakochał.
- Co jest grane? - zapytał Norweg podchodząc do kolegi. Wzruszył ramionami. - Mi nie powiesz? Stary, no dawaj. - uderzył go lekko z pięści, a tamten po chwili się odsunął i usiadł na brzegu fotela. - Coś z rodzicami? Nie wyjaśniliście sobie wszystkiego? 
- Rodzice to pikuś.. - westchnął, opierając podbródek na dłoni.
- Zakochałeś się? - zapytał z uśmiechem na ustach. - Zakochałeś się?! - ryknął, gdy nie dostał odpowiedzi od kolegi. - No to mów, synu. 
- O czym?
- Ładna? - oparł się o parapet i wlepił spojrzenie w chłopaka.
- Bardzo ładna..
- Fajna? 
- Rozumie mnie, jak nikt inny i ja ją chyba też.. Jest idealna dla mnie..
- Więc w czym problem?
- Dzisiaj zapytałem się jej, czy mogę ją pocałować, gdy ta mnie pocieszała.
- Stary, to nie powód do smutku! I co, zgodziła się? - zapytał podekscytowany.
- Zachowałem się, jak idiota pytając o to i wiedząc, że tak niedawno zmarł jej chłopak!
- O kim ty mówisz? Kogo ty chciałeś pocałować? - nogi Daniela trochę się ugięły, a serce niemiłosiernie zabolało. 
- O Carinie.. Zakochałem się w niej, jak cholera.. - westchnął.
Jego monolog był strasznie długi, lecz blondyn nie potrafił go słuchać. Skupiał myśli na tym, co własnie usłyszał, a jego podświadomość naigrawała się z niego, bo on dał radę pocałować ją dwa razy i się nie zakochać, a Johann ją o to zapytał i się zakochał. Nie, stop! Nie zakochał się? Nie znał uczucia prawdziwego zakochania się, bo Annika nigdy nie była osobą, którą kochał. Był zauroczony blondynką, ale czy to było fair w stosunku do Johanna?

Leżał na brzuchu, bo tak było mu najwygodniej, ale i tak nie mógł zasnąć. Wciąż po głowie latały mu słowa Forfanga, a gdy zamknął oczy widział twarz Cariny, rozpamiętywał obydwa pocałunki. Miał dziewczynę, która nosiła jego dziecko i powinien był zająć się planowaniem przyszłości i założeniem rodziny. Natomiast wolał myśleć o każdej innej rzeczy i osobie niż Annika, dziewczyna której nie kochał. Sam nie wiedział czemu wciąż tkwił w tym dziwnym związku. Nie kochał jej, traktowała go rzeczowo i jak świnkę skarbonkę, a nie potrafił się od niej odciąć. Kiedy myśli skupiały się na mieszkającej z nimi dziewczynie od razu na usta cisnął mu się uśmiech i miał takie dziwne mrowienie w brzuchu. Czuł się przy niej sto razy lepiej i pewniej, niż przy brunetce. 
Pukanie do drzwi oderwało go od bicia się z myślami. Podniósł się na brzuchu widząc sylwetkę Cariny.
- Johann... - wyjąkała z trudem. Zauważył, że cała się trzęsie. 
- Co się dzieje? Carina?
- Johann jest nieprzytomny... 

Od autorki:
Witajcie w ten pierwszy dzień wiosny! :D
Rozdział? Myślę, że jest okey.
________________________
Planica, Planica.. Czy tylko ja chodzę i nucę tę melodyjkę?:D
Z niecierpliwością czekam  na jutrzejszy konkurs i mocno ściskam kciuki za Petera! A wy na kogo typujecie; Severin czy Peter? :)

Pozdrawiam i do kolejnego!