~Johann~
Stanął przed zielonymi drzwiami swojego rodzinnego domu, nabrał powietrza w płuca i zastukał delikatnie kołatką. Czuł, że stres pożera go całego. Serce waliło nierównomiernie szybko, kolana były jak z waty, a myśli nie mogły się opanować i w głowie postał kompletny chaos. Chłopak czuł się gorzej niż wtedy, gdy przyszło mu zdawać najważniejsze egzaminy, czy nawet oddawać swoje pierwsze, autorskie skoki. Przerażało go to, że nie znajdzie wspólnego języka z ojcem, że on nie chce go znać i właśnie dziś powie mu to prosto w oczy. Jednakże myślał, że może tak byłoby lepiej, przynajmniej wiedziałby na czym stoi, jeśli chodzi o stosunki z ojcem. Drzwi zaskrzypiały, a w nich stanęła matka szatyna i szeroko się uśmiechnęła. Ubrana była w czerwony, falbaniasty fartuszek, na dłoniach miała trochę mąki. Ostrożnie przytuliła go na powitanie i weszli do środka. Rozejrzał się po domu i stwierdził, że nic się nie zmieniło. Nadal na komodzie stało zdjęcie jego małej siostry. Poczuł, że w oczach zbierają mu się łzy i zacisnął powieki, następnie odwrócił się i zdjął kurtkę, a potem szybko przeszedł do pokoju, by więcej nie spoglądać na fotografię. W salonie siedział jego ojciec czytający gazetę. Odłożył ją, kiedy zobaczył Johanna w progu.
- Cześć, tato. - powiedział dość cicho i podszedł bliżej swojego ojca.
Twarz mężczyzny była pozbawiona uczuć, oczy były puste.
- Witaj, Johann. - twardy, męski głos wydobył się z jego gardła. Obdarzył syna dziwnym spojrzeniem, a następnie wstał. Nic więcej nie dodając, po prostu wyszedł. Wyszedł z domu, mocno trzaskając drzwiami. Chłopak osunął się bezwładnie na obity materiałem fotel i schował twarz w dłonie. Spodziewał się jakiejkolwiek ostrej reakcji ojca, gotów był na kłótnie, na jakiś przełomowy moment, ale nigdy nie wziął pod uwagę tego, co stało się kilka chwil temu. Było to gorsze niż każdy możliwy scenariusz, bo takim zachowaniem pokazał, że ma go w dalekim poważaniu. Po jego policzku spłynęła jedna łza, którą otarł rękawem kurtki. Po chwili ktoś przysiadł na brzeg fotela i przytulił go do siebie mocno. Kobieta szeptała pocieszna słowa i głaskała go po policzku. Tylko tego teraz potrzebował, ale poczuł, że znacznie lepiej poczułby się w ramionach mieszkającej z nim blondynki...
~Carina~
- I'm sexy and I know it!
Dziewczyna siedziała na kanapie w salonie i uważnie studiowała podręcznik do psychologii, gdy usłyszała wrzask z kuchni. W mieszkaniu była tylko ona i blondyn, więc nie zastanawiała się nad tym, kto być może teraz potrzebuje jej pomocy.
- I'm sexy and I know it rampampampam..
Przewróciła oczyma, odkładając podręcznik i zeszyt na stolik, po czym wstała i powoli ruszyła w stronę kuchni. Przez uchylone drzwi zobaczyła tańczącego Daniela, który śpiewał do drewnianej łyżki.
- Girl look at that body... Auuu.. I'm sexy and I know it!
Śmiech cisnął się na jej usta, ale nie chciała przeszkadzać blondynowi w szampańskiej zabawie. Cieszyło ją, że przez grające radio nie dało się usłyszeć jej cichego chichotu. Daniel właśnie zaczął ruszać bioderkami i klepać się po tyłku, a potem starał się zrobić obrót na jednej nodze. Jednak coś poszło nie tak i po chwili wylądował na podłodze, a jego twarz przysłoniło plastikowe pudełko z mąką. Niewiele myśląc pchnęła drzwi i podbiegła do chłopaka, który podniósł się do pozycji siedzącej i strzepywał z twarzy biały proszek.
- Artystom też się zdarzają upadki. - powiedziała z uśmiechem, szukając zmiotki.
- Słyszałaś to?
- Obawiam się, że pół miasta to słyszało. - zaśmiała się. - Dobrze, że wybrałeś karierę skoczka, bo piosenkarz i tancerz to z ciebie...
- Nie kończ! - wrzasnął. - Ja mam talent, ale to wy nie potraficie go docenić. - dodał.
- A co tutaj doceniać? Gdybyś wyszedł na scenę i zaczął śpiewać, to za pieniądze z koncertu musiałbyś kupić ludziom aparaty słuchowe. - powiedziała.
- Jesteś niemiła, wiesz? - założył ręce i zrobił naburmuszoną minę. - Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim hejterem, jak ty!
- No tak, tak.. Gwiazda nie przyjmuje krytyki. - znów z jej ust wydobył się chichot. - Idź się gwiazda lepiej umyj, a ja posprzątam.
- Wiesz co, Carina? - zapytał smutnym głosem.
Spojrzała na niego pytająco, bo spodziewała się, że zaraz zacznie się zwierzać albo żalić. Jednak spotkało ją zupełnie coś innego, a mianowicie poczuła dłonie chłopaka na policzkach, które zrobiły się białe od mąki, a sam zaczął się z niej śmiać.
- Ktoś tu się ubrudził.. - westchnął, usiłując wstać.
Blondynka jednak pociągnęła go za rękę, tak że ponownie położył się na zimnych płytkach. Machał rękoma w geście obrony, ale to nic nie dało, ponieważ ona zebrała leżącą na podłodze mąkę i wtarła ją w jego koszulkę oraz nasypała mu ją na twarz. Oboje się śmiali i każde chciało mieć władzę nad drugim.
- Zemszczę się! - wypowiedział, opanowując śmiech spowodowany łaskotkami. - Przestań!
Chłopak wykorzystał moment przerwy i szybko przekręcił się tak, że teraz ona była pod nim. Nie wykonywał żadnego ruchu. Jedynie obserwował jej ubrudzoną twarz, do której pasowały zaróżowione wargi i chwilami spoglądał w jej ciemne oczy. Poczuł dziwne uczucie w brzuchu, takie nieznane dla siebie od dawna. Nigdy nawet nie czuł tego przy swojej obecnej dziewczynie.
- Daniel, puść. - usłyszał cichy pomruk.
Dopiero teraz zorientował się, że mocno ściskał jej kruchy nadgarstek. Uśmiechnął się i poluźnił uścisk, a następnie bardziej się pochylił.
Chciał znów poczuć jej usta. Chciał złożyć na nich jeden mały pocałunek, bo od tamtego pocałunku minęło kilka dni, a on przed snem wyobrażał sobie drugi taki raz. Przymknął oczy, ona również. Schylił się i musnął delikatnie jej wargi. Były ciepłe, miękkie i całe dla niego. Niepewnie musnął je drugi raz, potem trzeci, a za czwartym już na dobre połączył swojej usta z jej ustami. Blondynka z początku chciała przerwać, ale nie potrafiła. Za bardzo tego chciała, choć gdzieś w głębi była przekonana, że w taki sposób zdradza swojego zmarłego chłopaka.
- Ekhem.. - chrząknięcie sprawiło, że oderwali się od siebie. Dziewczyna natychmiast oblała się rumieńcem, a Daniel wstał i z uśmiechem podszedł do stojących w drzwiach kolegów z kadry. - Kota nie ma, to myszy harcują. - odezwał się Fannemel z cwanym uśmiechem na twarzy.
- Masz fetysz na całowanie w mące? - zapytał Phillip.
- To ja pójdę się pouczyć. - powiedziała, wstając.
- A może posiedzisz z nami? Zaraz przyjdzie Stjernen, bo przypomniał sobie, że nie kupił tabasco i musiał się wrócić do sklepu. - powiedział. - Tak w ogóle to Anders. - uśmiechnął się przyjaźnie i podał jej dłoń.
- Mogliście uprzedzić, że wpadniecie to bym się przygotował.
- Wysłaliśmy z dziesięć esemesów i dzwoniliśmy, ale szanowny pan Tande był zajęty. - Anders puścił oczko do dziewczyny oraz spiorunowany został przez Daniela.
Dziewczyna wymieniła uściski z Phillipem i zostawiła chłopaków pod pretekstem wyjścia do toalety. Jednak po drodze skręciła w równoległe drzwi, ubrała kurtkę i wyszła, cicho zamykając drzwi mieszkaniowe.
Światło latarni padało prosto na osobę siedzącą na ławce. Jasna czapka danej osoby sprawiła, że Carina uważnie zaczęła się przyglądać i była prawie pewna, że to Johann. Podeszła ostrożnie do osoby i uśmiechnęła się na widok swojego przyjaciela. Ona natomiast siedział smutny, zamyślony i patrzył się na gwieździste niebo.
- Johann? - pomachała mu dłonią przed oczyma. Zwrócił na nią spojrzenie, a ta zauważyła, że płakał. Sporo płakał, bo miał strasznie spuchnięte oczy. - Johann, co się stało? - odgarnęła śnieg leżący na ławce i usiadła obok uprzednio ujmując jego dłoń w swoje. Była zmarznięta na kość, więc zaczęła ją pocierać i chuchać, a on ciągle siedział zamyślony i nieobecny. - Odpowiedz mi. - poprosiła grzecznie. - Coś z rodzicami?
- Na początku miałem nadzieję... - westchnął. - Wszystko jest takie popieprzone. - skwitował, wyrywając dłoń z jej uścisku i złapał się za kark.
- Wszystko, czyli co?
- Ojciec się ze mną przywitał, a potem wyszedł trzaskając drzwiami. - powiedział. - Wrócił po kwadransie, wykrzyczał mi wszystko. Wszystko, co o mnie myśli, co do mnie czuje, znów wypomniał, że wszystko jest moją winą, że chce, ale nie może i nie potrafi mi tego wybaczyć.. I potem przyszedł mój brat, który powiedział mi, żebym odczepił się od jego rodziny, że jestem najgorszym gównem jakie tylko może być... A na koniec powiedzieli z ojcem, że nie mam czego szukać w rodzinnym domu i żebym się w nim więcej nie pojawiał. - wyznał.
Blondynka natychmiast objęła chłopaka ramieniem, a drugą dłonią ujęła jego podbródek i zmusiła go do spojrzenia na nią. Jego oczy błyszczały od tamowanych łez, a policzki były czerwone od zimna i od ocierania ich.
- Johann... - zaczęła, choć sama nie wiedziała co chce powiedzieć.
- Chciałbym jeszcze choć raz spędzić z nimi kilka godzin.. Bo tęsknie cholernie za nimi, za tym co było kiedyś, ale spieprzyłem wszystko... - otarł kolejną łzę. - Zbudowali rodzinę od nowa, a ja już do niej nie należę, Carina.. - pociągnął nosem i popatrzył na nią, następnie oparł swoją głowę o jej ramię, a ona zaczęła głaskać go po głowie. Żadne nic nie mówiło. Ona nie wiedziała, jak ma go pocieszyć. Doskonale wiedziała co czuje i jaki to dla niego ból. On czuł się swobodnie i wiedział, że Carina nie będzie go pouczać, dołować. Miał wrażenie, że tylko przy niej mógł czuć się beztrosko i bezpiecznie, jak mały chłopczyk. - Carina? - podniósł głowę i spojrzał jej w oczy, w których odbijało się światło latarni. - Nie.. Już nic. - pokręcił głową.
- Powiedz.
- Nie ważne. - mruknął.
- Johann?
- Chciałem zapytać, czy mogę cię pocałować.. - wybełkotał, a jego policzki stały się jeszcze bardziej różowe niż wcześniej. Zaniemówiła, choć jej podświadomość naigrawała się z niej, że Daniel zrobił to dwa razy, a przy Johannie nagle stała się święta i nietknięta. - Przepraszam. Głupie pytanie. - wstał nawet na nią nie patrząc i udał się do swojego bloku.
~Daniel~
- Panowie, a może jakiś clubbing? - zapytał Stjernen znad pustego opakowania chrupek paprykowych.
- Jutro trening. - upomniał Fannemel, który siedział ledwie żywy na fotelu i podpierał samo opadającą twarz.
- Czy ktoś wie gdzie się podział Velta? - tym razem głos zawarł wchodzący do salonu Phillip. Za nim chwiejnym krokiem podążał Daniel z miską popcornu i paczką żelek.
- Velty z nami nie było, głupku. - burknął Fannemel.
- Jak to nie? Przecież sam mi mówił, że znalazł nianię dla psa i przyszedł!
- No to co z tym clubbingiem? - ponowił pytanie Andreas.
- Nie! - ryknęli wszyscy tam obecni i każdy zajął swoje miejsca, po czym wznieśli toast za nowy breloczek Andersa. Po chwili drzwi mieszkania się otworzyły, a smutny Johann wtargnął do środka i rozebrał się z płaszcza oraz butów. Słyszał głośne krzyki dochodzące z salonu, ale nawet nie miał ochoty patrzeć na twarze swoich kolegów. Przywitał się z nimi cichym cześć i wszedł do swojego pokoju, a chłopaki rozejrzeli się po sobie i każdy wzruszył ramionami. Jedynie Daniel odstawił swoje piwo na podłogę, podwinął rękawy koszuli i zataczając się udał do pokoju Forfanga. Pukał, ale nie dostał odpowiedzi, więc wszedł i zastał go stojącego przy oknie i patrzącego na księżyc. W jego głowie zaświtała myśl, że coś się stało. Bo Johann wpatrywał się w księżyc, gdy miał poważne problemy życiowe albo po prostu się zakochał.
- Co jest grane? - zapytał Norweg podchodząc do kolegi. Wzruszył ramionami. - Mi nie powiesz? Stary, no dawaj. - uderzył go lekko z pięści, a tamten po chwili się odsunął i usiadł na brzegu fotela. - Coś z rodzicami? Nie wyjaśniliście sobie wszystkiego?
- Rodzice to pikuś.. - westchnął, opierając podbródek na dłoni.
- Zakochałeś się? - zapytał z uśmiechem na ustach. - Zakochałeś się?! - ryknął, gdy nie dostał odpowiedzi od kolegi. - No to mów, synu.
- O czym?
- Ładna? - oparł się o parapet i wlepił spojrzenie w chłopaka.
- Bardzo ładna..
- Fajna?
- Rozumie mnie, jak nikt inny i ja ją chyba też.. Jest idealna dla mnie..
- Więc w czym problem?
- Dzisiaj zapytałem się jej, czy mogę ją pocałować, gdy ta mnie pocieszała.
- Stary, to nie powód do smutku! I co, zgodziła się? - zapytał podekscytowany.
- Zachowałem się, jak idiota pytając o to i wiedząc, że tak niedawno zmarł jej chłopak!
- O kim ty mówisz? Kogo ty chciałeś pocałować? - nogi Daniela trochę się ugięły, a serce niemiłosiernie zabolało.
- O Carinie.. Zakochałem się w niej, jak cholera.. - westchnął.
Jego monolog był strasznie długi, lecz blondyn nie potrafił go słuchać. Skupiał myśli na tym, co własnie usłyszał, a jego podświadomość naigrawała się z niego, bo on dał radę pocałować ją dwa razy i się nie zakochać, a Johann ją o to zapytał i się zakochał. Nie, stop! Nie zakochał się? Nie znał uczucia prawdziwego zakochania się, bo Annika nigdy nie była osobą, którą kochał. Był zauroczony blondynką, ale czy to było fair w stosunku do Johanna?
Leżał na brzuchu, bo tak było mu najwygodniej, ale i tak nie mógł zasnąć. Wciąż po głowie latały mu słowa Forfanga, a gdy zamknął oczy widział twarz Cariny, rozpamiętywał obydwa pocałunki. Miał dziewczynę, która nosiła jego dziecko i powinien był zająć się planowaniem przyszłości i założeniem rodziny. Natomiast wolał myśleć o każdej innej rzeczy i osobie niż Annika, dziewczyna której nie kochał. Sam nie wiedział czemu wciąż tkwił w tym dziwnym związku. Nie kochał jej, traktowała go rzeczowo i jak świnkę skarbonkę, a nie potrafił się od niej odciąć. Kiedy myśli skupiały się na mieszkającej z nimi dziewczynie od razu na usta cisnął mu się uśmiech i miał takie dziwne mrowienie w brzuchu. Czuł się przy niej sto razy lepiej i pewniej, niż przy brunetce.
Pukanie do drzwi oderwało go od bicia się z myślami. Podniósł się na brzuchu widząc sylwetkę Cariny.
- Johann... - wyjąkała z trudem. Zauważył, że cała się trzęsie.
- Co się dzieje? Carina?
- Johann jest nieprzytomny...
Od autorki:
Witajcie w ten pierwszy dzień wiosny! :D
Rozdział? Myślę, że jest okey.
________________________
Planica, Planica.. Czy tylko ja chodzę i nucę tę melodyjkę?:D
Z niecierpliwością czekam na jutrzejszy konkurs i mocno ściskam kciuki za Petera! A wy na kogo typujecie; Severin czy Peter? :)
Pozdrawiam i do kolejnego!